sobota, 27 czerwca 2009

Stanisław Lem, „Dzienniki gwiazdowe”

Duizm głosi, że każde życie zna dwie śmierci, przednią i tylną, to jest tę sprzed narodzin i tę po agonii. Teologowie dychtońscy za szperklapy się brali ze zdziwienia, słysząc potem ode mnie, że my tak na Ziemi nie myślimy i że są Kościoły interesujące się tylko jednym, mianowicie przednim bytowaniem pośmiertnym. Nie mogli pojąć, czemu ludziom przykro myśleć o tym, że ich kiedyś nie będzie, a nie jest im tak samo przykro rozmyślać o tym, że ich przedtem nigdy nie było.



Stanisław Lem, „Podróż dwudziesta pierwsza”. W: Dzienniki gwiazdowe. Kraków 2006, s. 108.

piątek, 26 czerwca 2009

„Niewidoczni”, reż. Stephen Frears

Kino zaangażowane o ciężkiej doli imigranta w Londynie, pełne nieplanowanego makabrycznego humoru. Afrykański lekarz ukrywa się przed policją, nikomu nie zdradzając nawet nazwiska, już nie mówiąc o pokazywaniu dyplomu, w związku z czym nie może pracować w zawodzie. Młodej Turczynce, którą z kraju wygnało to, że nie chciała żyć jak jej matka (w Turcji nie jest tak fajnie jak w USA, więc krakowskim targiem lądujemy w Anglii) przepisy imigracyjne przez wiele miesięcy zabraniają pracować. Sprząta więc nielegalnie w hotelu, bo bez papierów, wykształcenia i porządnej znajomości języka (Amelia, prywatnie Audrey Tautou, swój zwyczajny zestaw środków aktorskich, czyli zdziwiony wyraz twarzy, poszerza o łamaną angielszczyznę) nic lepszego nie znajdzie. A przecież rdzennie brytyjscy lekarze ukrywający się przed policją spokojnie mogą operować w klinikach, zaś brytyjskie prowincjuszki po przyjeździe do stolicy z miejsca zostają prezeskami banków. No, może nie wszystkie, ale bystrzacha, która znalazłszy przy sprzątaniu ludzkie serce bez właściciela, ładuje je do sedesu (od czego ten się zapycha i zalewa łazienkę, ale kto by się przejmował), na pewno zasługuje na coś lepszego niż posada pokojówki.

Skąd ludzkie serce? A stąd, że fabuła osnuta jest wokół handlu narządami do przeszczepu i cyników zarabiających na ludzkiej niedoli. Jeśli jesteś recepcjonistą, uważaj! twój kolega z pracy może okazać się quasi-mafioso prowadzącym przestępczy small business. Wiadomo, operacja nerki to interes nerwowy, ale prosty, wystarczy łóżko w hotelowym pokoju, obrotny wujek Zdzisiek i nożyczki do paznokci. Nerkę się później pakuje do pudełka z lodem, a zadowolony nabywca bierze ją pod pachę i odwozi pocztą zwrotną drogą, którą wcześniej przysłano z Francji trufle. (Po czym pewnie sprzedaje na targu, bo o żadnych badaniach na zgodność krwi itp. nie było mowy.) Od czasu do czasu dawca zejdzie – wtedy właśnie wycina mu się serce i rzuca gdzie bądź. Po co, nie wychwyciłam – ale z resztą zwłok nie było już kłopotu, więc może obraziły się o kradzież serca i sobie poszły? A może mięsko trafiło na nielegalne kanapki? Zachód jest bowiem tak rozpasany, że goście hotelowi czasem chcą jeść już po zamknięciu kuchni, a że popyt kształtuje podaż niczym byt świadomość, zawsze ktoś im tę kolację zrobi na lewo. Miarą rozpustnego konsumpcjonizmu niech będzie to, że zbytkownicy jedzą kanapki na chlebie bez skórki.

Celnych obserwacji społecznych co niemiara. Nieuprzejma policja imigracyjna (urzędnicy są z zasady bardzo mili, tylko na tych biednych przyjezdnych się uwzięli). Łamanie dziewiczych sumień. Nieśmiertelna figura sympatycznej prostytutki, która zawsze wesprze dobrym słowem i pigułką „po”. Wiadomo, prostytutki to na ogół fajne kumpele, a takich pigułek mają przy sobie na tuziny i wcinają jak M&M'sy. Natomiast pobożną dziewicę wystarczy przelecieć wbrew jej woli, żeby doznała przystosowawczej metanoi, i choć jeszcze wczoraj zamierała na myśl o tym, że nieświadomie mogła zjeść na obiad coś wyznaniowo trefnego, tuż po pierwszym razie nie myśli o niczym poza pigułką poronną. (Przy okazji: miks motywów jakby skądś znajomych, choć w innej konfiguracji... S.e.k.s.1 z łobuzem, niechciana ciąża łamiąca karierę, wierny przyjaciel, który coś zaradzi, lekarz-partacz, lekarz-wybawca, który za darmo naprawia fuszerkę... Tylko w „Dirty Dancing” jeszcze tańczyli.) Są też tematy uniwersalne. Niespełniona miłość. Stracone złudzenia. Rozłąka. Tęsknota. Rywalizacja. Przyjaźń. Zemsta. Wszystko mi się w notce nie zmieści.

Wyczekiwana puenta – zdziwiony białas zapytawszy, czemu wcześniej tych wszystkich kolorowych nie widział, słyszy oskarżycielskie bo my jesteśmy niewidoczni – prowadzimy wasze taksówki, sprzątamy wasze domy i r.o.b.i.m.y w.a.m l.a.s.k.ę2. No.

Podsumowując: film wyłącznie na wesoły wieczór w towarzystwie.


Ocena: 3/6




1 Próba oszukania google'a.
2 Jak wyżej.

środa, 24 czerwca 2009

Piotr Czerski, „Ojciec odchodzi”

Literatura lekka, rozrywkowa, przyjemna w lekturze, idealna do autobusu, pociągu, poczekalni dentystycznej i na plażę – pisze na okładce wydawca, niby ironizując, ale w rzeczywistości celniej niż by sobie chyba życzył. Sympatyczna książeczka o niczym, czyli o problemach głębokich i ważkich. Świat jest zły, ludzie obłudni, a jak nie obłudni, to źli tak czy inaczej. Niewidomego nie chcą do taksówki zaprowadzić, bo się spieszą, na imprezach się kłócą albo tarzają w błocie, światopogląd im się miejscami nie klei... A jak umiera papież, to reagują nie tak jak powinni. Kościół be, media be, społeczeństwo be, turyści be. Bohater-narrator nie lepszy (troszkę wprawdzie się kryguje, noska zadziera, ale tylko troszkę, pewnie żeby przypadkiem nie wyjść na ateistycznego świętoszka). Fabułę uzupełnia przegląd krakowskich knajp. W końcu Czers się obraca wśród ludzi kultury, to czym ma się zajmować, jak nie piciem. I o tym autor napisał 140 stron. Nie wiadomo po co, ale miejscami zabawnie, więc do pociągu rzeczywiście jak znalazł.

***

Ekran rozbłyskuje i migocze – a później pojawia się obraz: studio specjalne poświęcone papieżowi, ubrany na czarno prezenter patrzy na swojego gościa, poprawia okulary, wreszcie mówi: Nie ma nadziei dla Jana Pawła Drugiego; i patrzy wyczekująco na rozmówcę, który przez chwilę kiwa głową, pewny, że nastąpi ciąg dalszy; i dopiero kiedy orientuje się, że teraz jego kolej, że teraz to on ma mówić – wtedy chrząka i powtarza: Tak, nie ma nadziei dla Jana Pawła Drugiego, patrząc wyczekująco na prezentera. Ten patrzy przed siebie, udając, że nie rozumie, pauza się przeciąga, trwa wojna nerwów. Teraz wiele się zmieni – mówi wreszcie prezenter, ponaglony pewnie przez realizatora. I, no właśnie, co się zmieni, panie gościu? Gość w zamyśleniu gładzi się po brodzie. Wiele się zmieni – odpowiada wreszcie. Na pasku u dołu ekranu, takim samym jak w programach ekonomicznych, przesuwają się najnowsze doniesienia i aktualne notowania: 07:20 Papież jest w bardzo ciężkim stanie, poinformował rzecznik watykański Joaquin Navarro-Valls *** 09:40 Jan Paweł II gaśnie pogodnie, powiedział kardynał Andrzej Maria Deskur, przyjaciel Papieża *** 12:30 Papież jest w ciężkim stanie, ale zachowuje świadomość, modli się i przyjął kilku swych współpracowników *** 19:04 Joaquin Navarro-Valls poinformował, że stan Jana Pawła II jeszcze bardziej się pogorszył – organy życiowe nie funkcjonują, a parametry życiowe są nieodwracalnie złe *** 21:36 Tego wieczoru lub tej nocy Chrystus otworzy drzwi papieżowi, powiedział arcybiskup Angelo Comastri, papieski wikariusz generalny dla państwa watykańskiego; i od nowa, jak gdyby czas się zapętlił: 07:20 Papież jest w bardzo ciężkim stanie. Zmieniam kanał. Na trzydziestym drugim jest studio specjalne poświęcone papieżowi. Prezenterka ubrana na czarno czyta informację: Stan papieża uległ dalszemu pogorszeniu; według nieoficjalnych informacji uzyskanych ze źródeł watykańskich, nie ma już nadziei dla Jana Pawła Drugiego. Na trzydziestym trzecim jest studio specjalne, Nie ma nadziei dla Jana Pawła Drugiego – mówi przystojny prezenter, na trzydziestym czwartym studio specjalne, nie ma nadziei, trzydziesty piąty, nie ma nadziei, nie ma nadziei, nie ma nadziei. Na trzydziestym szóstym dwóch Chińczyków, jak gdyby nigdy nic, gra w ping-ponga.1

*

Wszystko było czarne – i w czarnym Internecie ktoś w czarnej gazecie napisał, że w Polsce nawet ptaki płaczą po śmierci papieża, [...] ale przecież byli i tacy, którzy płakali jeszcze mocniej, i którzy w swej rozpaczy przeszli granice ostatnie – i to pewnie jeden z takich właśnie napisał w księdze kondolencyjnej literami wielkimi i czarniejszymi od innych komunikat ostateczny, wyznanie terminalne: W TAKICH CHWILACH JAK TA MYŚLĘ, ŻE BOGA WCALE NIE MA.2

*

Rano wróciłem do sieci. Kibice zawarli zgodę dla papieża – przeczytałem i przez moment było jakieś drżenie w dłoniach [...]. I przez moment było drżenie, że oto stałem się świadkiem cudu, a później przed oczami stanęli mi Dulas, Rudy i Dziku, Morowy i Grucha, Łysy, Kałasz i Suchoj i wyobraziłem sobie, jak zawierają zgodę z kibicami Lechii, Śląska i Wisły, jak rezygnują z ustawek i walk na sopockim motocrossie – i stali tak, na tym obrazku, zdumieni, popatrując na siebie niepewnie, jak gdyby próbowali odgadnąć, co z tym zrobić dalej, czym się zająć w życiu, jaki cel sobie znaleźć, jaką wybrać drogę. Tak kończą się cuda – sprawdziłem jeszcze fora, na których pisano: pokój dla papieża, ale już ktoś dodał: wszyscy łączymy się w żałobie, ale to nie może trwać wiecznie, a kto inny: wkurwiają mnie te dziennikarskie akcje, prawdziwy fanatyk za klub walczy i ginie; i wreszcie to wyznanie radości kibica: Wisła i Craxa razem dla papieża, nareszcie zjednoczone – pisał ktoś – razem napierdolimy całą Polskę. Kraków, Kraków pany.3

*

Ktoś przysłał łańcuszek: Papież urodził się 18.05.1920, suma wszystkich cyfr daje 13, papieża wybrano na konklawe 94 głosami, a 9 + 4 = 13, wybrany został w wieku 58 lat, kolejne 13 – i tak dalej, tak dalej, aż do: Papież żył równo 31 tysięcy dni, gdyby to odwrócić... Nic dodać, nic ująć! Bo też co dodawać i z czego ujmować?4

*

Przypomniałem sobie zajęcia ze wstępu do filozofii – omawialiśmy jakiś esej, z którego wynikało, że podstawą każdego dyskursu jest wspólny kontekst kulturowy. Powiedziałem wtedy, że od kilku lat przebywam wśród ludzi współtworzących polską kulturę, tworzących pewien jej wycinek – i że tak naprawdę nie ma żadnego dyskursu, a tylko niezobowiązujące rozmowy. To ja panu współczuję w takim razie – powiedziała magister B. – bo ja ze znajomymi nieustannie o kulturze rozmawiam.5



Ocena: 4/6




1 Piotr Czerski, Ojciec odchodzi. Kraków 2006, s. 60-63.
2 Tamże, s. 94n.
3 Tamże, s. 106n.
4 Tamże, s. 130.
5 Tamże, s. 138.

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Agnieszka Drotkiewicz, „Teraz”

„Konieczność, która wynika z obecności drugiej osoby, dyscyplina jest błogosławieństwem. Rdzeń obowiązków pozostaje ten sam, ale kiedy dzieli się je z kimś, działa kontrola społeczna. I cała amortyzacja życia: płacenie rachunków, naprawa pralki, wnoszenie zakupów na górę i znoszenie śmieci na dół, jest dodatkiem do realnego życia. Gdy przez życie idziesz sama, amortyzacja jest treścią życia, celem jest przetrwanie, a ewentualne więzi społeczne są pianką na kawie [...]. Lustro jest nam potrzebne do życia, dlatego tak często w dramatach akcję aktywizuje przybycie Obcego.”

Jest 1.14. Nastawiam budzik na 4.30 i idę spać. Jeśli tylko się postaram i dam z siebie wszystko (a ostatnio jestem coraz lepsza w szybkim spaniu), to w ciągu tych trzech godzin prześpię osiem.1

*

Niechże się ktoś mną zainteresuje, niech ktoś mnie bezinteresownie poczyta. Posłuchajcie, bracia miła: dziś rano zjadłam skromne śniadanie. Do śniadania była kawa. Zawsze piję kawę z mlekiem, bo lubię. To było mleko UHT z zawartością tłuszczu 2%. Kupuję zazwyczaj opakowanie półlitrowe, bo inaczej mleko za długo stoi w lodówce i łapie nieprzyjemny zapach. Poza mlekiem do kawy i czasem do herbaty piję mało mleka. Moja babcia, która zajmuje się medycyną chińską, mówi, że mleko zakwasza organizm. No i co? Nie interesuje was zbytnio ta opowieść? A szkoda, bo składa się na historię o mnie.2



1 Agnieszka Drotkiewicz, Teraz. Warszawa 2009, s. 42.
2 Tamże, s. 94.

czwartek, 4 czerwca 2009

Cormac McCarthy, „Droga”

Gdy śni ci się jakiś świat, którego nigdy nie było, albo taki, którego nigdy nie będzie, a ty znowu jesteś szczęśliwy, to oznacza, że się poddałeś.



Cormac McCarthy, Droga. Tłum. Robert Sudół. Kraków 2008, s. 178.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...