sobota, 27 kwietnia 2013

James Joyce, „Dubliners”

That's what the woman we had in to wash him said. She said he just looked as if he was asleep, he looked that peaceful and resigned. No one would think he'd make such a beautiful corpse.




Joyce James, „The Sisters”. W: Dubliners. London 2011, s. 7.

czwartek, 25 kwietnia 2013

Joanna Szymczyk, „Ewa i złoty kot”


Bohaterka ma przyjaciółkę, kumpla i kota. Dziewczyna, mimo że głupia jak but, w zawodzie kreatywnym robi karierę aż furczy i z tego tylko powodu nie może ukończyć żadnego z dwóch kierunków świadczących o jej bogatym wnętrzu (historia sztuki i stosunki międzynarodowe), które w niczym poza tym się nie przejawia (myślenia historycznego, artystycznego czy politologicznego też zresztą ani śladu). Rodzinę ma taką, że nikt takiej nie ma, poliglotką została mimowolnie („a że kończyła klasę biologiczno-chemiczną z obowiązkową łaciną, potrafiła od biedy dogadać się po włosku”1), w jej świecie wszyscy porządni ludzie mają nazwiska kończące się na -ski, a przaśni cwaniacy noszą nazwisko Papuch i dłubią w nosie... Mówić dalej?

Wizja świata jak z gazet, miłość jak z Bridget Jones, język jak z Chmielewskiej. Parę trupów, plątanina wątków. „Ewa i złoty kot” Joanny Szymczyk byłby więc typowym babskim kryminałem humorystycznym, i może nawet jest w tej kategorii niezły, ale – czy to ostatnich parę lat przestroiło mnie na skandynawskie smęty, czy to już dość mam klonów Chmielewskiej, czy to jednak autorka popełniła jakiś błąd w sztuce – coś nie poszło. I to nawet mimo że bzdurki fabularne da się wziąć w nawias. Żarło, żarło, i zdechło, jakoś w połowie doznałam nagłego odpływu zainteresowania, książka poszła w kąt, skończyłam po paru miesiącach, z obowiązku raczej. Minęło szybko, źle nie było, ale zostało mi wrażenie, że to lektura niekonieczna.




Ocena: ze względu na ambiwalencję ocenę punktową sobie daruję


1 Szymczyk Joanna, Ewa i złoty kot. Warszawa 2004, s. 229.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Juan Ramón Jiménez, „Poezje”


Nie znając Jiméneza, trudno wyrobić sobie o nim zdanie na podstawie tego tomu. „Poezje” wydane przez Wydawnictwo Anagram to antologia przekładów autorstwa różnych tłumaczy i pierwsze, co rzuca się w oczy, to że wyniki ich pracy są bardzo nierówne. Ckliwe, sentymentalne wierszyki o przyrodzie mieszają się tu z poezją intrygującą i świeżą, i trudno zgadnąć, czy tom zawdzięcza tłumaczom tony czyste, czy nuty landszafcikowe – czy też jedne i drugie wydał z siebie sam autor. Nie jest to niemożliwe, skoro książka stanowi przegląd utworów z całej twórczości Jiméneza, co prawdopodobnie miało dać pełniejsze wyobrażenie talentu noblisty, jednakże zaowocowało lekkim chaosem. Nie pomogło pewnie również to, że redaktor tomu i uznany tłumacz Jiméneza, Janusz Strasburger, zmarł w roku 2000, dwa lata przed ukazaniem się „Poezji”. Autorstwa Strasburgera jest też przekład zamykającego tom, symbolicznego objętościowo wyboru urokliwej prozy poetyckiej Jiméneza, m.in. z cyklu „Srebrzynek i ja”.

***

– Więc naprawdę woli pan zobaczyć dom Whitmana niż Roosevelta? Nigdy mnie o nic podobnego nie proszono...!

...Jest to mały, żółty dom przy kolei – jak gdyby domek zwrotniczego – na zielonej łączce otoczonej pobielonym murem z kamyków, pod jednym tylko drzewem. Dokoła bezkresna równina wystawiona na podmuchy wiatru, który zamiata ją i nas miecie, oczyszczając szorstki i skromny marmur, co mówi pociągom:

TO MARK THE BIRTHPLACE OF
WALT WHITMAN
THE GOOD GRAY POET
BORN MAY, 31 – 1819
ERECTED BY THE COLONIAL SOCIETY
OF HUNTINGTON IN 1905

Ponieważ nic nie zdradza bytności farmera, krążę dokoła domu, pragnąc coś dostrzec przez wąskie okienka... Wtem wysoki mężczyzna, powolny i brodaty, w koszuli i czarnym kapeluszu, niby młodzieńczy portret samego poety, wyłania się – lecz skądże? – i oznajmia mi wsparty na drągu żelaznym, że nie wie, kto to Whitman, ale on jest Polakiem, dom należy do niego i nie zamierza pokazać wnętrza komukolwiek. Schyliwszy kark następnie, przeciska się do środka przez małe drzwiczki dziecinnej zabawki.




Ocena: 4/6


Jiménez Juan Ramón, „Walt Whitman”. W: Poezje. Tłum. Janusz Strasburger. Warszawa 2002, s. 111n.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...