wtorek, 29 stycznia 2013

Manuela Gretkowska, „Tarot paryski” (4)


– Blada jesteś, coś ci jest?
– Nie wiem, co miesiąc tak krwawię, może mam jakąś ranę?




Gretkowska Manuela, Tarot paryski. Warszawa 1995, s. 169.

czwartek, 24 stycznia 2013

Manuela Gretkowska, „Tarot paryski” (3)


„18 XII
Na wschód od Łaby.

Charlotto,

Zbieram się już któryś tydzień, żeby do Ciebie napisać. Czemu dotąd tego nie zrobiłem? Bo smutku napisać się nie da. Myślałem, żeby swoją zapłakaną gębę odcisnąć na białej kartce i ci wysłać, za cały komentarz i opis. Pomyślałabyś pewnie wtedy, że wziąłem się za body art. Co mnie gnębi:
1. Skończyła się wojna. Pół wieku temu ona się skończyła, ale nie dokończyła. Ludzie wyjeżdżają, szamocą się między granicami, nie dlatego że mogą w nich lepiej zarobić, ale by cokolwiek zarobić. Zupełna tymczasowość, jakby Europa zaczęła się dopiero wczoraj. Wszystko zmarniało, zohydniało. Gdy budzę się i widzę olbrzymie zimowe słońce podnoszące się nad Krakowem, mam wrażenie, że nawet ono chyli się ku wschodowi.
2. Polska. kropka. Wielka, Wspaniała. kropka. Cycata. Jej zasługi są historyczno-erotyczne, dawała się rozebrać w odpowiednich momentach.
3. Myślałem, żeby przyjechać do was na Święta, ale jeszcze raz przekonałbym się, że ani tu ani tam żyć nie potrafię. Zostanę raczej tu i zamuruję się za życia, żeby mnie do was nie kusiło.

Nie martwcie się brakiem pieniędzy, żyjecie jak w Raju, tam też nie było forsy.

Pozdrowienia dla wszystkich
Jaś

P.S. Nie proszę cię nawet, żebyś postawiła mi Tarota. Na pytanie co ze mną będzie Tarot by się porzygał.”

Kilka dni później przeczytałam list Jasia Michałowi.
– Też ma chłopak problemy – poślinił skręta. – Wędrówka ludów, dekadencja. Przecież wiadomo, że wszystko skończy się tym samym co Rzym.
– To znaczy czym?
Michał był zdziwiony moją niedomyślnością – Kościołem katolickim, oczywiście.




Gretkowska Manuela, Tarot paryski. Warszawa 1995, s. 124nn.

piątek, 11 stycznia 2013

Manuela Gretkowska, „Tarot paryski” (2)


Każdy mit grecki, egipski czy chociażby zdarzenie z życia codziennego da się przedstawić za pomocą Tarota. Co z tego wynika? Nic, dokładnie nic poza dowodem na własną erudycję i łatwowierność słuchaczy w myśl zasady: kto ma uszy niechaj słucha, kto ma nogi niech ucieka.




Gretkowska Manuela, Tarot paryski. Warszawa 1995, s. 123.

środa, 9 stycznia 2013

Manuela Gretkowska, „Tarot paryski”


– Nie możesz go szukać jak zaginionej rzeczy. On jest człowiekiem, musisz pomyśleć o nim z uczuciem, z pragnieniem widzenia go. Inaczej nigdy się nie spotkacie.
[...]
Usiadłam obok – Cogito ergo sum – przywitał mnie.
– Niesamowite, Xavier miał rację. Myślę, więc jesteś.
– To nie Xavier wymyślił – z satysfakcją zauważył Michał – ale biskup Berkeley. Podejrzewał, że świat rzeczy istnieje, gdy się nań patrzy. Znika, kiedy zamyka się oczy albo odwraca plecami do krajobrazów, ludzi czy pustej butelki po whisky. Biskup próbował znienacka spojrzeć za siebie, ale rzeczywistość była zawsze szybsza i ustawiała się w fałszywe dekoracje. Berkeley nie był szaleńcem, są tego dowody – Michał rysował na okładce zeszytu coś w rodzaju planu. – Jeśli spojrzysz szybko za siebie, najszybciej jak potrafisz, zobaczysz biskupa Berkeleya. Będzie patrzył na ciebie myśląc: a widzisz, miałem rację.




Gretkowska Manuela, Tarot paryski. Warszawa 1995, s. 37n.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Trolololo

Chciałabym móc zajrzeć do głowy tego kogoś, co tam siedzi po drugiej stronie google'a i tłumaczy.

niedziela, 6 stycznia 2013

Thomas Pynchon, „49 idzie pod młotek” (3)


Zmień imię na Miles, Dean, Serge, Leonard, doradziła swemu odbiciu w zwierciadle, wynurzającemu się z popołudniowego półmroku. Tak czy inaczej nazwą to paranoją. Tamci. Oni. Być może naprawdę, bez pomocy LSD czy innych indolowych alkaloidów, wylądowałaś pośród ukrytego bogactwa, wśród tajemniczej tkanki snu; trafiłaś na sieć, za której pomocą naprawdę porozumiewają się Amerykanie, pozostawiając oficjalnej poczcie zdawkowe zdania, kłamstwa i oznaki umysłowego ubóstwa; może natrafiłaś na prawdziwą alternatywę ślepego zaułka – pozbawionego niespodzianek życia, którego wizja prześladuje wszystkich Amerykanów, ciebie także, kotku. Lecz być może masz po prostu halucynacje. Lub też zawiązano wokół ciebie spisek, kosztowny i dopracowany, obejmujący fałszowanie znaczków i dawnych książek, stały nadzór nad każdym twoim ruchem, rozmieszczenie w całym San Francisco wizerunku trąbki pocztowej z tłumikiem, przekupienie bibliotekarzy, wynajęcie zawodowych aktorów i Pierce Inverarity wie kogo jeszcze, za pieniądze pobierane z masy spadkowej w sposób zbyt subtelny i sekretny, by mógł to pojąć twój nie obeznany z prawem umysł, nawet jeżeli sama jesteś współwykonawczynią testamentu, spisek tak zawikłany, że musi być czymś więcej niż zwykłym żartem. Albo cały spisek jest dziełem twej wyobraźni, a w takim przypadku jesteś chora, Edypo, i masz nierówno pod sufitem.

Tak właśnie, kiedy się nad tym zastanowiła, przedstawiały się wszystkie możliwości. Symetryczna czwórka. Edypie nie podobała się żadna z nich, lecz wciąż miała nadzieję, że jest umysłowo chora i że na tym polega cały kłopot.




Pynchon Thomas, 49 idzie pod młotek. Tłum. Piotr Siemion. Kraków 2009, s. 204n.

sobota, 5 stycznia 2013

Thomas Pynchon, „49 idzie pod młotek” (2)


Być może wizja ogólnokontynentalnej organizacji, najpierw przejętej przez Hinckarta, a teraz popadającej w ruinę, sprawiła, że Trystero zaczął tworzyć własny system. Trystero, człowiek niezrównoważony psychicznie, był wiecznie gotów występować publicznie i ogłaszać mowy, których tematem niezmiennie było wydziedziczenie. Ohain stał się właścicielem sieci pocztowej prawem silniejszego, z Trystero zaś związany był prawem krwi. Trystero okrzyknął się więc El Desheredado, wydziedziczonym, i wybrał dla swych zwolenników czarną barwę stroju, która miała symbolizować jedyne, co pozostało wygnańcom: noc. Wkrótce ikonografia nowej organizacji wzbogaciła się o znak trąbki pocztowej z tłumikiem i martwego borsuka z czterema łapami w górze […].




Pynchon Thomas, 49 idzie pod młotek. Tłum. Piotr Siemion. Kraków 2009, s. 192.

piątek, 4 stycznia 2013

Thomas Pynchon, „49 idzie pod młotek”


Było lato, środek tygodnia, południe, żaden ze znanych Edypie studenckich ośrodków nie powinien tętnić życiem. Ten jednak tętnił. Szła w dół od Wheeler Hall, potem przez Sather Gate na plac, który kipiał od dżinsów i sztruksu, gołych nóg, blond włosów i okularów w rogowych oprawkach, lśniących w słońcu rowerowych szprych, toreb na skrypty, chwiejnych stolików do kart, z których dyndały petycje długie do ziemi, plakatów podpisanych przez nieodgadnione FMS-y, YAF-y i VDC, browaru w budce, studentów pogrążonych w toczonych nos w nos zażartych dyskusjach. Edypa szła z grubą książką pod pachą, przyciągana przez tłum, niepewna i obca, pragnąca znaleźć tu swoje miejsce, lecz jednocześnie świadoma, ilu wymagałoby to poszukiwań w gąszczu alternatywnych wszechświatów. Sama odebrała wykształcenie w innych, nerwowych czasach, w okresie, kiedy regułę, nie tylko pośród jej kolegów, ale też wszędzie wokół nich i przed nimi, stanowiły serwilizm i bierność […]. Dokąd odeszli sekretarze James i Foster, gdzież jest senator Joseph, wszystkie poczciwe, skretyniałe bóstwa, które matkowały spokojnej młodości Edypy? Są już w innym świecie; wszyscy oni poszli innym szlakiem, wzdłuż innego ciągu powziętych decyzji, zwrotnic przesuniętych przez bezimiennych zwrotniczych, przemienieni teraz, opuszczeni, siedzący w pudle, umykający przed wierzycielami, zbzikowani do reszty, biorący prochy, rozpici, sfanatyzowani, ukryci pod pseudonimami, martwi, nie do odnalezienia. Jednakże zdołali przedtem przemienić Edypę w istotę niezwykłą, niezdolną może do udziału w demonstracjach i strajkach okupacyjnych, ale jakąż mistrzynię, gdy chodzi o śledzenie dziwacznych słów w siedemnastowiecznych tekstach.




Pynchon Thomas, 49 idzie pod młotek. Tłum. Piotr Siemion. Kraków 2009, s. 121nn.

czwartek, 3 stycznia 2013

„Sekretarka”, reż. Stephen Shainberg


Wszystko pięknie, gdyby nie wrażenie końcowe. Mimo dyskusyjnego tematu „Sekretarka” Shainberga okazuje się praktycznie jednowątkową, prościutką i banalnie konserwatywną komedią romantyczną. Zasadniczo rzecz o tym, jak dzięki miłości mężczyzny zmokła gęś odkrywa falbanki i doznaje iluminacji od klepania po tyłku, co pozwala jej przewekslować problemy emocjonalne z domu rodzinnego na dom założony, oraz o leczniczej sile miłości kobiecej, dzięki której mężczyzna dorasta do akceptacji własnych skłonności seksualnych. Faceci reprezentowani są przez dwóch pacanów – rówieśnik, rozfuflany fląk, pełen dobrych chęci, acz niedoświadczony, jest takim samym niezgułą jak bohaterka, szef za to ma czterdzieści lat, biuro adwokackie, krawat i namiętny wzrok Jamesa Spadera. Nietrudno przewidzieć, który w komedii romantycznej wygra, nawet jeśli jest to patałach, który seryjnie molestuje sekretarki, nie radząc sobie z poczuciem winy wyrzuca je z pracy, a przed byłą żoną chowa się w szafie. Historia kończy się happy endem w domku na przedmieściach i morałem, że ludzie robiący takie rzeczy – ludzie o jakże wymownym nazwisku Grey – są całkiem jak nasi sąsiedzi, i kto wie właściwie, co tam u kogo się dzieje. Jak się wmyślić, to nawet nie dziwi decyzja dystrybutora, który oryginalny slogan reklamowy – dwuznaczne „Assume the position” – zastąpił prostackim „Ona to lubi”.

Więc co tak pięknego? Charme emanowany przez obsadę. Trzeba zobaczyć, żeby docenić, bo cały wdzięk „Sekretarki” to wibracje między dwojgiem głównych bohaterów, zagranych przez Jamesa Spadera i Maggie Gyllenhaal iście genialnie. Gyllenhaal jeszcze nie tak drewniana jak u szczytu profesjonalizmu, jeszcze u progu kariery, jeszcze zdolna do tumanienia dziewczęcą świeżością. Spader już nie tak niewinny jak w „Seksie, kłamstwach i kasetach wideo” – w końcu czterdziestolatek pod krawatem niewinny być nie może – ale wciąż pełen sex-appealu osnutego wokół nieporadności i zeza. Można się zadurzyć.




Ocena: 5/6

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...