czwartek, 30 lipca 2009

Albert Camus, „Obcy”

Przesłuchanie rozpoczęło się. Najpierw powiedział, że mówiono mu o mnie jako o człowieku zamkniętym i milczącym, chciał wiedzieć, co o tym sądzę. „Nie mam nic ważnego do powiedzenia, więc milczę”. [...] „Dlaczego odczekał pan chwilę między pierwszym a drugim strzałem?” Raz jeszcze zobaczyłem czerwoną plażę i poczułem na czole słoneczną spiekotę. Tym razem nic nie odpowiedziałem. W ciszy, która nastąpiła, sędzia zdradzał oznaki podniecenia. Usiadł, zmierzwił włosy, oparł łokcie o biurko i pochylił się ku mnie z dziwnym wyrazem twarzy: „Dlaczego, dlaczego strzelił pan do leżącego ciała?” Tu znowu nie potrafiłem odpowiedzieć. Sędzia przesunął ręką po czole i zmienionym głosem powtórzył pytanie: „Dlaczego? Musi mi pan powiedzieć. Dlaczego?” Ciągle milczałem.1

*

Od razu spostrzegłem, że mówi mi ty, ale miałem go już dosyć. Upał wzmagał się z każdą chwilą. Jak zawsze, kiedy chciałem uwolnić się od kogoś, kogo słuchałem z trudem, tak i teraz zrobiłem potakującą minę. Ku memu zdumieniu triumfował.2


1 Alber Camus, Obcy. Tłum. Maria Zenowicz-Brandys. Kraków 2003, s. 47n.
2 Tamże, s. 49.

środa, 29 lipca 2009

Ivo Andrić, „Przeklęte Podwórze”

Zasypali go pytaniami. Młodzieniec mrużył oczy, bo go raziło światło, i wciąż rzucał niespokojne spojrzenia w ciemne kąty. Nie potrafił dać sobie rady, nie mógł dobrze zrozumieć i oddzielić od siebie poszczególnych pytań. Naraz zauważył, że ten chudy podszedł bliżej, podniósł głos i mówi do niego „ty”.

– No, dalejże, mów!

Cała jego uwaga zatrzymała się na słowach policjanta. Poczuł się zhańbiony, upośledzony, osłabiony i jeszcze mniej zdolny do tego, by się bronić. Wina i nieszczęście nie polegają na jakimś jego „celu”. Człowiek jest winien, jeśli go przyprowadzą (lub sam przyjdzie) przed takich ludzi i musi słuchać ich pytań, na które nie ma odpowiedzi. Chciał to powiedzieć – myślał, że mówi – a milczał.




Ivo Andrić, Przeklęte Podwórze. Tłum. Jan Wierzbicki. Warszawa 1959, s. 92.

czwartek, 16 lipca 2009

Eduardo Mendoza, „Oliwkowy labirynt”

Kryminalna intryga znów porywa pechowego pensjonariusza barcelońskiego szpitala dla psychicznie chorych. „Oliwkowy labirynt” Mendozy to druga część trylogii, w Polsce wydana jako trzecia (część trzecią wydano jako pierwszą) i jako trzecia uparcie lansowana przez wydawnictwo, co doskonale wpasowuje się w wariacki charakter całości. Szalony bohater jest tu jeszcze bardziej szalony, jeszcze bardziej inteligentny i jeszcze bardziej niedomyty niż w części pierwszej (w wersji polskiej – drugiej), a jego pogmatwane ścieżki wiodą przez fabularny labirynt ku niedorzecznej kulminacji pod patronatem nadziewanej oliwki, która zgodnie z logiką powieści okazuje się symbolem pozbawionym znaczenia.


Ocena: 4/6

środa, 15 lipca 2009

Janusz Głowacki, „Jak być kochanym”

„Jak być kochanym” Janusza Głowackiego to zbiór felietonów z czasów głównie późnego PRL-u, które odpowiednio dozowane wciąż tną ostrym dowcipem. Natomiast przy większych dawkach lektury co i rusz przypominały mi się wątpliwości Barańczaka dotyczące oceny peerelowskiej literatury opozycyjnej: w czasach działania cenzury zręczne aluzje cieszą, tym samym chwilowo podnosząc wartość utworu, ale gdyby cenzury nie było i można by to samo napisać wprost, mogłoby się okazać, że wyszukana forma często przemyca mało odkrywczą treść, a największy atut tekstu to puszczanie do czytelnika oka za plecami władzy. (Nie to, żeby jeden Barańczak nad tym myślał, ale akurat on mi się przypominał, więc o nim wspominam.) I rzeczywiście – Głowacki PRL chytrze wykpił, wydrwił i wykiwał, ale niewiele z tego przecież wynika, a 20 lat po transformacji satysfakcja niewielka. W dodatku ironia jest tu na tyle intensywna, a zarazem metodyczna (a mówiąc wprost: powtarzalna), że teksty czytane seryjnie wręcz męczą. Żeby docenić ich humor, trzeba zachować rytm lektury właściwy felietonom.

***

Cenzura była tymi tekstami cokolwiek skołowana, ale część czytelników też. Więc dostawałem listy, że owszem, Głupia sprawa, świetna, ale Ulisses chyba jednak lepszy. A kiedy napisałem, że Kmicica w Potopie nie powinien grać Olbrychski tylko Kapitan Kloss, dostałem ponad sto listów z wyrazami solidarności. Patrz felietony Od przodu i Od tyłu.

Na pomoc cenzorom wezwano specjalistów. Postępowi docenci z Katedry Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego rozpoczęli na ulicy Mysiej, gdzie mieścił się cenzury urząd główny, cykl wykładów na temat: „Aluzja prosta i złożona w dziele literackim”. Czytelnikom, niestety, nikt z pomocą nie przyszedł.1

*

Wyjechałem z Polski na tydzień, osiem miesięcy temu. Pierwsze dwa przeszły mi na ciężkim polskim alkoholizmie. Wracać? Nie wracać? Co będzie, jeżeli wrócę? Co będzie, jak nie wrócę?

Przestałem pić, ale za wiele to nie pomogło. Pomyślałem, że jeżeli nie zacznę pisać, wykończę się na dobre. Pisać po polsku, ale bez cenzury.

Ci, których szczęśliwie nie dotknęło pisanie „pod cenzurę”, omijanie jej, oszukiwanie, tworzenie systemu aluzji i parabol, nie rozumieją, o czym mówię... Teraz mogę pisać wprost. Cały wypracowany przez lata warsztat zaczyna zgrzytać i sypać się. Następna reakcja. Mogę pisać to, co chcę, więc muszę iść na całość. Polska jest zakneblowana, ale ja nie. Trzeba mówić prawdę, oskarżać.

Napisałem i wyrzuciłem. Z literaturą nic to wspólnego nie miało.2




Ocena: 4/6



1 Janusz Głowacki, Jak być kochanym. Warszawa 2005, s. 8n.
2 Tamże, s. 140.

wtorek, 14 lipca 2009

„Bóg jest wielki, a ja malutka”, reż. Pascale Bailly

Francuska komedia obyczajowa, czyli gatunek niemal równie dla mnie egzotyczny, co poezja papuaska. Nigdy na przykład nie wiem, czy balansującą na krawędzi wiarygodności niedojrzałość bohaterów brać na serio, czy z przymrużeniem oka, czy śmiać się z nich, czy do nich. Główny temat to tym razem, jak łatwo zgadnąć, religia, i oczywiście miłość. Ona: młodziutka dziewczyna bez charakteru, bez oparcia w rodzinie czy środowisku, bez pomysłu na życie i na siebie, za to z duchowym głodem do zagospodarowania – przebiera w religiach jak przysłowiowy klient w hipermarkecie lub Woody Allen w „Hannie i jej siostrach”. On: opornie dorastający mężczyzna po trzydziestce, bez żaru, za punkt odniesienia mający przez pokolenia umacnianą tradycję, a nie własne, mikre zresztą, uczucia religijne. Ona płonie neofickim zapałem, on pielęgnuje bezpieczny dystans. Jej wiara rozkwita bujnie, ale jest powierzchowna i zmiata ją byle podmuch. Jego – mocno ukorzeniona, za to niepozorna. Wszystko wplecione w sieć relacji rodzinnych i społecznych. Słodka Audrey Tautou, leciusieńki klimat i subtelnie niewyraźne zakończenie.


Ocena: 4/6

czwartek, 9 lipca 2009

Łańcuszek

Litera i Gorąca zaprosiły mnie do łańcuszka czytelniczego. To jeszcze bym wybaczyła. Ale nie to, że odebrały mi przyjemność z pokrygowania się na wstępie, że mam opory – bo same zaczęły od podobnych zastrzeżeń, i teraz mogę tylko powtarzać po nich, mimowolnie wpisując się w nową konwencję odpowiadania na łańcuszki. ;) No więc: wolałabym nie pisać tu wprost o sobie, i ze względu na siebie (nie mam potrzeby), i ze względu na czytelników (nudy). Mogę unikać pierwszej osoby liczby pojedynczej, ale mniej nudno się od tego nie zrobi. Może wieńcząca wpis zemsta (nie przewijać!) na Gorącej i Literze kogoś rozerwie. :)

Pytania Litery:

Jaki jest Twój stosunek do ekranizacji? Zdarzyło Ci się obejrzeć film, stwierdzając jednocześnie, iż udał się bardziej niż książka?

Przy ekranizacjach najlepsze jest rozsmakowywanie się w rozbieżnościach między własnymi wyobrażeniami a wyobrażeniami reżysera. Zdarzyło mi się obejrzeć ekranizację, która sama w sobie była świetnym filmem, a do tego w jej świetle dużo bardziej spodobała mi się książka – pamiętam swoje uczucie zaskoczenia i podziwu dla twórców filmu. Za to nie pamiętam tytułu. :D

Co sprawia, że decydujesz się ostatecznie kupić daną książkę? Na co zwracasz uwagę w kolejności pierwszej?

Jakie tam „decydujesz”. Większość moich książkowych zakupów służy zaspokojeniu podstawowych, absolutnych i obiektywnych potrzeb, więc ich kupno nie jest kwestią wyboru, ale konieczności (po prostu muszę). Niekonieczna mniejszość służy zaspokojeniu potrzeb względnych tudzież subiektywnych (mogłabym nie musieć, ale muszę). Sporadycznie, według nieokreślonego klucza, narzucają mi się książki, których nie potrzebuję, ale nie mogę im tego wyperswadować (widać to one muszą). A kiedy już mam okazję coś zdecydować, to się powściągam i nic nie kupuję, tylko idę do biblioteki. (No, chyba że...)

Przeczytałaś kiedyś książkę, w szkole, o której stwierdziłaś, że jest nudna, by po latach przekonać się, że jednak się myliłaś?

Nie przypominam sobie nudnych szkolnych lektur. Jeśli takie były, to nie mają na co liczyć, bo z wiekiem gust się wyrabia ;) i raczej to, co kiedyś bawiło, zaczyna nudzić, a nie odwrotnie. Natomiast bywa, że książka, mimo że przeczytana, w takim czy innym sensie stawia opór (a może napotyka opór) prowokujący do powrotu i zmierzenia się z nią po raz kolejny – mam parę takich książek w pamięci, są wśród nich szkolne lektury, na razie czekają.


Pytania Gorącej:

Czy jest jakaś książka, którą oficjalnie mówisz, że przeczytałeś/aś, mimo, że tak naprawdę nie dałeś/aś rady? (nie mówię o obowiązkowych lekturach szkolnych! ;-))

Pomijając uczciwość (taka podpucha w pierwszym pytaniu?:)), a patrząc czysto pragmatycznie: nie wiem, w jakiej sytuacji miałoby to sens. Jeśli wykluczyć lektury obowiązkowe z jakichkolwiek względów (nie tylko szkolne), to co by to miała być za książka, komu to mówić i po co? Coś z klasyki? Modna nowość? Komuś, kto nie czyta – nie warto, bo nie zrobi to na nim żadnego wrażenia. Komuś, kto czyta – ryzykowne ;), będzie chciał wysłuchać przemyśleń, albo wręcz podyskutować, i demaskacja gotowa. Zostają snoby, których zainteresowanie literaturą polega na deklarowaniu zainteresowania. Cokolwiek by mogło skłonić do zabiegania o ich dobrą opinię – nie znam nikogo takiego.
Za to czasem dla uproszczenia oficjalnie zaliczam książkę do przeczytanych, choć mijam się przy tym z prawdą, ale zaliczając ją do nieprzeczytanych lub w trakcie czytania minęłabym się bardziej. Trudno każdemu tłumaczyć własne zawikłane relacje z książkami. :)

Czy lubisz czytasz książki z list bestsellerów, takie, o których się dużo mówi, żeby wiedzieć o co tyle hałasu, czy jesteś odporny/a na wpływ mediów i wybierasz lektury tylko według swoich własnych kryteriów?

Co do bestsellerów: o co jest hałas, to akurat wiadomo bez czytania (o nic, jest kasa, jest lans, jest bestseller). Bestsellery warto poznawać, bo to ciekawe, co ludzie czytają (znaczące zjawisko kultury masowej, doświadczenie wspólnotowe, świadectwo współczesności, ple ple...), w ogóle mody są ciekawe, w ogóle wszystko jest ciekawe. Np. książki z list innych niż listy bestsellerów są ciekawe. ;)
A co do książek, o których dużo się mówi (niekoniecznie są to bestsellery) – jeśli dyskusja wokół książki daje do myślenia (np. dyskusje wokół książek Rymkiewicza dają), to książka od razu debiutuje na wysokim miejscu na mojej must read liście. I jakby tak wokół mojej must read listy wywiązała się ciekawa dyskusja, to może kierowanie się tą listą awansowałoby na mojej must do liście... ;D

Czy potrafisz czytać parę książek jednocześnie, czy metodycznie skupiasz się na jednej lekturze od początku do końca?

Oto pytanie osobiste uderzające w czuły punkt. (A może to tylko noc skłania mnie do zwierzeń?) Jeśli chodzi o czytanie, to mój rozum nie panuje nad czynami. Zawsze czytam kilkanaście do kilkudziesięciu książek jednocześnie, i jest to czytanie poplątane i pogmatwane, niektóre książki latami sobie pikają w tle, inne znienacka się pojawiają i zostają połknięte, jeszcze inne przybliżają się i oddalają, ale cały czas są w czytaniu... I wszystkie one nieustannie rywalizują o względy – a ja trwonię uwagę na sędziowanie zamiast wyłącznie czytać. A teraz uwaga, wtykam szpilę sobie i wszystkim książkowym pasjonatom, którzy poczuli się do pokrewieństwa dusz. Można sobie schlebiać, że to pasja, że namiętność, że ma taki szlachetny przedmiot – literki, nauka, sztuka, szyk. Ale. Namiętność namiętnością, literki literkami, a to jest jakaś ułomność. Serio serio. Obżarstwo, zachłanność, literackie ADHD. Ciekawe, jak to jest nie być w trakcie czytania czegoś. Chciałabym czytać książki cnotliwie, może nie całkiem monogamicznie, ale tak powiedzmy dwie, trzy naraz.

Odbijam piłeczkę do Litery i Gorącej – byłoby ciekawie, gdybyście odpowiedziały na własne pytania, a najlepiej na wszystkie sześć (nie ma lekko:)). Te same pytania kieruję do każdego, kto zechce odpowiedzieć, w notce u siebie albo w komentarzu tutaj.

piątek, 3 lipca 2009

„Opowiadania milicyjne. Tom 1” z serii „Wzywam 07”

Tom zawiera cztery mikrokryminały: „Wyspę Czterech Łotrów” Andrzeja Szczypiorskiego, „Szkielet bez palców” Jerzego Edigeya1, „Dolinę nocy” Barbary Gordon2 i „Siedem diabłów dziadka Osiornego” Heleny Sekuły. Z czego trzy pierwsze nadają się wyłącznie do badań historycznoliterackich.

Szczypiorski – miałka intryga, styl szeleszczący, z rzadka tylko urozmaicony jakimś rodzynkiem. Na plus: w porównaniu z dwoma kolejnymi nie razi ideologią.

Edigey – dydaktyczniak o sukcesach kolektywu milicyjnego. Przestępców odnajduje się mozolną, acz gwarantującą skuteczność pracą zespołową – ekipa dłubie, dłubie, aż wydłubie. Grunt to nauka i technika, to one docierają do prawdy, a nie obsługujący je ludzie. Nie trzeba tu żadnych indywidualistów-myślicieli, wystarczy sumiennie wykonywać obowiązki na swoim odcinku. Po drugiej stronie słuszności – zapluty margines, po części do cna zdemoralizowany, po części ciemny i zastraszony, w całości prymitywny i odpychający. Poza tym zero intrygi i lanie wody na sto sposobów (od razu widać, że płacili od arkusza): ślamazarne wyjaśnianie oczywistości, powtórzenia, tasiemcowe streszczenia statystyk (nie mogło zabraknąć manipulowania danymi – USA vs PRL), szkatułkowe dygresje pozbawione puenty... Szczątkowa akcja zaczyna się w drugiej połowie. Mój faworyt, bo warsztatem wzbudza spontaniczny śmiech, co z tego, że podszyty histerią.

Gordon – o zawiłościach społecznych sprawiających, że jedni stają po stronie dobra (czyli socjalistycznego państwa), a inni po stronie zła (czyli przeciw niemu). Motyw kryminalny na dalszym planie. Powieść wydano po raz pierwszy w roku 1980, a nie obyło się bez wspominków głównego mundurowego z okresu ganiania band.

Na tym tle wyróżnia się Sekuła – lekkie pióro, przyjemne poczucie humoru, rozsądny rozwój akcji. Też milicyjniak, ale po pierwszych trzech to prawdziwe wytchnienie.

Podsumowując: dla koneserów.


Ocena: 2/6




1 Właściwie Jerzego Koryckiego.
2 Właściwie Larysy Zajączkowskiej-Mitzner.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...