niedziela, 17 lutego 2013

Arnaldur Indriðason, „Głos”


Litości. Czy tylko mnie się zdaje, że literatura gatunkowa jest literaturą rozrywkową? Przez co wymaga szczególnej staranności wydawniczej, droga redakcjo – gdyż, jak sama nazwa wskazuje, to się czyta dla rozrywki. A raczej: się próbuje, bo w praktyce „Głos” Indriðasona to droga przez mękę. Przekład i redakcja fatalne pod każdym względem. Łamana polszczyzna („powiedzieć coś, którego do tej pory bał się zakomunikować”, s. 160), dziwaczne formy („lekarz sądowa”), miejscami polski tekst zdaje się wręcz wypaczać sens oryginału. Niechlujność w przypadku odniesień do literatury (nawiązania do Biblii tłumacz przekłada na własną rękę, jakby w ogóle ich nie rozpoznał, bohaterka „Małej księżniczki” F.H. Burnett była „w szkole z internatem” zamiast, po ludzku, „na pensji”, w dodatku „pod opieką surowego dyrektora”, s. 287 – nie trzeba przecież znać książki, by zauważyć, że na pensji dla panien dziewczęta nie mogły być „pod opieką” mężczyzny; że nikt nie pamiętał dyrektorki z tej, jak by nie było, dziewczyńskiej klasyki, to swoją drogą, ale że nikt się nie zastanowił nad tym, co ma przed oczyma, to jednak dziwi). W tych podłych czasach, kiedy wydawnictwa tną na czym mogą poza marketingiem, tym smutniej jest zobaczyć, że pod korektą podpisały się dwie osoby, a pod redakcją trzy – i wszystko to psu na budę. (Osobne gorące wyrazy mam dla tłumacza, który dostarczył półprodukt takiej klasy, że trzyosobowy zespół nie dał rady przerobić go na pełnosprawny tekst). Mroczna Seria WAB-u zresztą, żeby już kropkę nad i postawić, w ogóle pozostawia sporo do życzenia – pod każdym chyba względem poza doborem poczytnych autorów i kuszącymi okładkami. Myślałam, że gorączka chałupniczego przyswajania Polsce zachodniej kultury popularnej, tłumaczenia książek na migi i drukowania ich czcionką z kartofla, minęła wraz z latami 90., ale widać gdzieniegdzie czas się zatrzymał.

A sam Indriðason – jak zawsze, tylko bardziej. Same antypatyczne postaci, ze śledczymi na czele. Islandia też paskudna – takie Siedlce, tylko rozwleczone po wyspie, zawiane i pełne zboków. Jedynie intryga warta uwagi. Za mało to, za mało. Umęczyła mnie ta książka i tyle.




Ocena: 3/6

1 komentarz:

Grzegorz Lindenberg pisze...

Czy mógłbym prosić o kontakt mailowy?
grzegorz.lindenberg@czytanieszkodzi.pl

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...