środa, 15 lipca 2009

Janusz Głowacki, „Jak być kochanym”

„Jak być kochanym” Janusza Głowackiego to zbiór felietonów z czasów głównie późnego PRL-u, które odpowiednio dozowane wciąż tną ostrym dowcipem. Natomiast przy większych dawkach lektury co i rusz przypominały mi się wątpliwości Barańczaka dotyczące oceny peerelowskiej literatury opozycyjnej: w czasach działania cenzury zręczne aluzje cieszą, tym samym chwilowo podnosząc wartość utworu, ale gdyby cenzury nie było i można by to samo napisać wprost, mogłoby się okazać, że wyszukana forma często przemyca mało odkrywczą treść, a największy atut tekstu to puszczanie do czytelnika oka za plecami władzy. (Nie to, żeby jeden Barańczak nad tym myślał, ale akurat on mi się przypominał, więc o nim wspominam.) I rzeczywiście – Głowacki PRL chytrze wykpił, wydrwił i wykiwał, ale niewiele z tego przecież wynika, a 20 lat po transformacji satysfakcja niewielka. W dodatku ironia jest tu na tyle intensywna, a zarazem metodyczna (a mówiąc wprost: powtarzalna), że teksty czytane seryjnie wręcz męczą. Żeby docenić ich humor, trzeba zachować rytm lektury właściwy felietonom.

***

Cenzura była tymi tekstami cokolwiek skołowana, ale część czytelników też. Więc dostawałem listy, że owszem, Głupia sprawa, świetna, ale Ulisses chyba jednak lepszy. A kiedy napisałem, że Kmicica w Potopie nie powinien grać Olbrychski tylko Kapitan Kloss, dostałem ponad sto listów z wyrazami solidarności. Patrz felietony Od przodu i Od tyłu.

Na pomoc cenzorom wezwano specjalistów. Postępowi docenci z Katedry Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego rozpoczęli na ulicy Mysiej, gdzie mieścił się cenzury urząd główny, cykl wykładów na temat: „Aluzja prosta i złożona w dziele literackim”. Czytelnikom, niestety, nikt z pomocą nie przyszedł.1

*

Wyjechałem z Polski na tydzień, osiem miesięcy temu. Pierwsze dwa przeszły mi na ciężkim polskim alkoholizmie. Wracać? Nie wracać? Co będzie, jeżeli wrócę? Co będzie, jak nie wrócę?

Przestałem pić, ale za wiele to nie pomogło. Pomyślałem, że jeżeli nie zacznę pisać, wykończę się na dobre. Pisać po polsku, ale bez cenzury.

Ci, których szczęśliwie nie dotknęło pisanie „pod cenzurę”, omijanie jej, oszukiwanie, tworzenie systemu aluzji i parabol, nie rozumieją, o czym mówię... Teraz mogę pisać wprost. Cały wypracowany przez lata warsztat zaczyna zgrzytać i sypać się. Następna reakcja. Mogę pisać to, co chcę, więc muszę iść na całość. Polska jest zakneblowana, ale ja nie. Trzeba mówić prawdę, oskarżać.

Napisałem i wyrzuciłem. Z literaturą nic to wspólnego nie miało.2




Ocena: 4/6



1 Janusz Głowacki, Jak być kochanym. Warszawa 2005, s. 8n.
2 Tamże, s. 140.

2 komentarze:

telemach pisze...

Z tym pisaniem w celu przechytrzenia cenzury - istotnie ambaras. Zapominamy jednak dzisiaj/często, że warsztat był pochodną na zapotrzebowanie czytelnicze. Oczekiwania czytelnika złaknionego chytrej aluzji doprowadziły Głowackiego do pisania takim "Sołtykowem-Szczedrinem" dla PRLowskich playboyów z okolic SPATiFu i tych, którzy chcieli za takich uchodzić. W sumie - mało chyba czytelne dla kategorii wiekowej < 35.


Z drugiej strony, jak się przywoła taki dajmy na to "Nos" Gogola, to okazuje się, że można i po 150 latach uchodzić za geniusza mimo iż pisało się tak, aby przechytrzyć carską cenzurę.

Więc może jednak można?

Marigolden pisze...

Można na pewno, i możliwe, że cały mój zarzut sprowadza się do tego, że "Jak być kochanym" to publicystyka, a nie literatura, co przecież żadnym zarzutem nie jest - trudno mieć do Głowackiego pretensje, że w felietonach nie wychodzi poza opis i wykpiwanie realiów. Tyle że aluzjom w literaturze wystarczy, by po latach były zrozumiałe; jeśli nawet nie są zabawne, to literatura nadrabia czym innym. U Głowackiego ironia jest czytelna (obyłam się bez wyjaśnień PRL-owskich playboyów;)), zabawna nawet też, ale po prostu w pewnym momencie zatrzymywanie się na powierzchni bieżączki mnie zmęczyło.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...