Problemy społeczne, zawsze obecne w cyklu o komisarzu Montalbano, tym razem wysuwają się na plan pierwszy. Motywem przewodnim uczynił Camilleri nielegalną imigrację, łamiąc nad światem ręce z przejęciem godnym Mankella. W zestawieniu z sycylijskim tłem robi to wrażenie dość przygnębiające, ale kontrast łagodzi na szczęście niezmiennie zgryźliwy humor. Komisarz Montalbano się starzeje, czego świadomość niezbyt dobrze mu robi, a już na pewno nie łagodzi obyczajów; do tego planuje odejście z policji, która zanadto się według niego zdeprawowała. Ład społeczny się wali, świat się kończy, Vigata upada, właściciel ulubionej restauracji Montalbana przechodzi na emeryturę – zło napiera zewsząd z taką mocą, że komisarzowi ledwo starcza serca na poszukiwania nowego lokalu ze smażonymi barwenami, a do utarczek z ukochaną Livią nie ma już głowy. Ekipę z komisariatu też tknęła dojrzałość: ustatkowany uczuciowo Augello poczciwieje, zawsze niezawodny pedant Fazio zmienia się w anioła, ofermowatość Catarelli zostaje oswojona, a on sam w pełni zaakceptowany w roli dobrego dzieciaka. Zaskakuje za to sekret nieeksponowanego wcześniej Torretty. Natomiast bez pośpiechu rozwijane wątki kryminalne w końcu się w dość przewidywalny sposób zazębiają, a komisarz wprawia w zdumienie podwładnych wyskokiem, który kwestię dymisji pozostawia nierozstrzygniętą.
***
Schodząc niżej, musiał się powstrzymać, by nie zaśpiewać na całe gardło. Do tej chwili nie popełnił ani jednego błędu.
Jego szczęście trwało jednak krótko, ponieważ zaraz się przekonał, jak ogromnie trudno jest iść w długich gumowych butach po suchym piasku. [...] Usiadł więc na ziemi i spróbował ściągnąć prawy but. Zsunął się on trochę z uda, ale ugrzązł na wysokości kolana. Montalbano podniósł się i ponowił próbę na stojąco. Poszło jeszcze gorzej. Zaczął się pocić i kląć. Wciskając obcasy między dwa wystające ze skalnej ściany kamienie, zdołał w końcu zdjąć oba buty. Poszedł dalej boso; w jednej ręce niósł nożyce, w drugiej buty. Nie zauważył po ciemku kępy ciernistego zielska i setka uszczęśliwionych kolców wbiła mu się w podeszwy.1
*
„Litość umarła”, jak w proroczych słowach piosenki czy jakiegoś wiersza z dawych lat. Konały też chyba powoli współczucie, braterstwo, solidarność, szacunek dla starców, chorych, dzieci, dogorywały reguły współżycia...
– Nie bądź zasranym moralistą – powiedział Montalbano do Montalbana. – Postaraj się raczej coś z tym zrobić.2
*
– Opowiedzieliście tym z drogówki to, co opowiedzieliście mnie?
– Nie.
– Dlaczego?
– Nie pytali.
Żelazna logika: nie ma pytań, nie ma odpowiedzi.
– Ja za to pytam was wyraźnie: sądzicie, że to dziecko przejechano umyślnie? [...] wy, w głębi duszy, co o tym myślicie?
– Ja nie myślę, panie. Ja nie chcę już myśleć. Świat jest teraz zbyt ponury.
To ostatnie zdanie miało decydujące znaczenie. W jego świetle stawalo się jasne, że chłop jednak wyrobił sobie opinię o tym wydarzeniu: małego przejechano umyślnie, został zmasakrowany z niewiadomych przyczyn. Zaraz potem wieśniak zapragnął wykreślić sprawę z pamięci. Świat się zmienił, jest teraz zły. Lepiej o tym nie myśleć.3
Ocena: 4/6
1 Andrea Camilleri, Obietnica komisarza Montalbano. Tłum. Krzysztof Żaboklicki. Warszawa 2009, s. 237n.
2 Tamże, s. 22.
3 Tamże, s. 102.
6 komentarzy:
"Nie zauważył po ciemku kępy ciernistego zielska i setka uszczęśliwionych kolców wbiła mu się w podeszwy"
hahaha!!
;)
Bardzo fajna recenzja, jakby humor z książki udzielił się i Tobie, więc czemu tylko 4/6? I czy gdzieś mogę poczytać, na jakiej zasadzie dysponujesz punktami?:-)
Eruana,
dziękuję bardzo. :) 4/6 to w mojej skali ponadprzeciętnie; myślałam nad 5, ale za gładko się to łyka i zapomina, nawet jak na pop-lit. Co do skali ocen - wydaje mi się, że oceniam surowiej, niż większość blogerów dających punkty, ale trudno byłoby mi ująć zasady w słowa. Jak coś wymyślę, to zamieszczę na blogu. :)
Zamieść koniecznie, wtedy dużo łatwiej będzie zrozumieć, czemu tak a nie inaczej:-)
Eruana,
voilà, pierwsze podejście - na marginesie, pod archiwum. Jak nie wyjaśnia, kiedy wyjaśnia. ;)
Prześlij komentarz