Mówiłem też dużo Baczyńskiego, wtedy nazywał się Jan Bugaj. Wychodzę kiedyś z jakiegoś wieczoru na Mokotowskiej, koło Metodystów, ciemno, bo zaciemnienie, a tu latarka prosto w oczy i „Hände hoch!”. Patrol. W podniesionej prawej ręce trzymam odbitego na powielaczu Baczyńskiego – poza kręgiem światła, lewą daję ausweis. Miałem dobry. Puszczają mnie, razem z nieoświetlonym Baczyńskim.1
Akropolis szykował p. Leon na wybuch Polski niepodległej. Ja też tam próbowałem. Otóż pewnej niedzieli zadzwonił do mnie p. Dziunio i konspiracyjnym szeptem przekazał mi, że brat Albert (p. Leon) wzywa mnie w pilnej sprawie. Natychmiast wybiegłem z domu. Była to słynna niedziela (styczeń 44), kiedy pół Warszawy wywieziono do Majdanka. Klucząc między żandarmerią a gestapo, wyskakując z tramwajów dotarłem w końcu, sam się sobie dziwiąc, na pl. Napoleona do Prudentialu. Usłyszałem znajome człapanie. P. Leon otworzył drzwi. Ucieszył się na mój widok i powiedział: „Tu jest makieta Akropolis, może pan będzie łaskaw zanieść ją na Jaworzyńską do pana Pronaszki. Ja, wie pan, nie wychodzę, bo łapią”. I jak go można było nie kochać?2
Nie będę opisywał historii tajnego PIST-u, który działał właściwie od jesieni 1939 roku, nie będę mówił o niezwykłej atmosferze zajęć, kiedy za oknami słychać było chrzęst i tupot przechodzących streif, piosenki Wehrmachtu i serie z empi, [...] nie będę sypał anegdotami, jak to młody adept przynosił szpadę, niezbędną mu, jak sądził, do wykonania roli Wysockiego, szpadę trzymaną klingą do góry i ucharakteryzowaną na wysoki kwiat w doniczce, pod podejrzliwym okiem żandarmów, stacjonujących w Domu Akademickim na placu Narutowicza [...].3
1 Andrzej Łapicki, „Moja okupacja teatralna”. Rekwizytornia. Izabelin 2004, s. 61.
2 Tamże, s. 63.
3 Andrzej Łapicki, „PIST w czasie wojny”. Rekwizytornia. Izabelin 2004, s. 69.
*
Akropolis szykował p. Leon na wybuch Polski niepodległej. Ja też tam próbowałem. Otóż pewnej niedzieli zadzwonił do mnie p. Dziunio i konspiracyjnym szeptem przekazał mi, że brat Albert (p. Leon) wzywa mnie w pilnej sprawie. Natychmiast wybiegłem z domu. Była to słynna niedziela (styczeń 44), kiedy pół Warszawy wywieziono do Majdanka. Klucząc między żandarmerią a gestapo, wyskakując z tramwajów dotarłem w końcu, sam się sobie dziwiąc, na pl. Napoleona do Prudentialu. Usłyszałem znajome człapanie. P. Leon otworzył drzwi. Ucieszył się na mój widok i powiedział: „Tu jest makieta Akropolis, może pan będzie łaskaw zanieść ją na Jaworzyńską do pana Pronaszki. Ja, wie pan, nie wychodzę, bo łapią”. I jak go można było nie kochać?2
*
Nie będę opisywał historii tajnego PIST-u, który działał właściwie od jesieni 1939 roku, nie będę mówił o niezwykłej atmosferze zajęć, kiedy za oknami słychać było chrzęst i tupot przechodzących streif, piosenki Wehrmachtu i serie z empi, [...] nie będę sypał anegdotami, jak to młody adept przynosił szpadę, niezbędną mu, jak sądził, do wykonania roli Wysockiego, szpadę trzymaną klingą do góry i ucharakteryzowaną na wysoki kwiat w doniczce, pod podejrzliwym okiem żandarmów, stacjonujących w Domu Akademickim na placu Narutowicza [...].3
1 Andrzej Łapicki, „Moja okupacja teatralna”. Rekwizytornia. Izabelin 2004, s. 61.
2 Tamże, s. 63.
3 Andrzej Łapicki, „PIST w czasie wojny”. Rekwizytornia. Izabelin 2004, s. 69.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz