Co za piękne czasy, gdy do Jelisiewa przywożono świeże ostrygi! Arystokratyczne luksusy, można by powiedzieć. Ale jeśli dzisiaj z jakiegoś sklepiku doleciałby zapach świeżo złowionej soli, czy byłby to powód do oburzenia? A tymczasem nic z tego: nieliczne sklepy rybne okazują się tylko fabrykami smrodu, te trochę bowiem ryby, którą tam wystawiono – możesz dostać ususzone, wędzone, zapuszkowane. Nigdy świeże. Pociemniałe gładkie kształty – poskręcane lub rozłupane – nie wydają się owocem przejrzystych, obfitych w ryby wód, lecz niepokojącymi zwierzętami doświadczalnymi, które przeżyły nieludzkie eksperymenty genetyczne, albo reliktami owianych mrokiem katastrof. Ktoś będzie musiał mi kiedyś wytłumaczyć, skąd bierze się odraza do świeżych ryb, nękająca ludy słowiańskie zamieszkałe nad Bałtykiem. Jeśli zaś twój wzrok trafi na dział mięsny Jelisiewa, ujrzysz pod szkłem serca, wątroby i całe płuca, które wydają się ulepione z wosku. Bardziej niż ladę sklepu spożywczego przypomina to stół z preparatami w klinice weterynaryjnej. Zresztą jest to miasto Pawłowa, toteż odruch warunkowy sprawia, że myślę o jego biednych psach, o złowrogim Instytucie Medycyny Doświadczalnej, gdzie uczony pracował od chwili jego założenia (1890) aż do swojej śmierci (1936).
Salvadori Roberto, „Blade noce Sankt Petersburga”. W: Pejzaże miasta. Tłum. Paweł Bravo. Warszawa 2006, s. 102n.
Salvadori Roberto, „Blade noce Sankt Petersburga”. W: Pejzaże miasta. Tłum. Paweł Bravo. Warszawa 2006, s. 102n.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz