środa, 8 grudnia 2010

Andrzej Mencwel, „Widziane z dołu” (5)

Nie byliśmy bowiem już sobą, lecz jednym z paradoksów rzeczywistości. Rataj, tak myślałem, był ofiarą braku ciągłości między napięciem własnej myśli a skrzętnością, której domagała się codzienność. Jego plebejska witalność w sprzyjających warunkach mogła objawić się niepospolitą energią umysłu, w innych zaś przetoczyć się cała w codzienną zapobiegliwość. Wyszedł stamtąd, skąd wyszedł, i nie mógł już tam wrócić, każdy człowiek ma w końcu swą indywidualną biografię i miarę właściwego jej sukcesu. Czy miał kolejnej nie pozbawionej ostentacji przyjaciółce dawać zapewnienia, że ku czemuś zdąża, czy też mnożyć widome oznaki sukcesu? Czy nie oczekiwała tego od niego rodzina, otoczenie, cała rzeczywistość? Czy miał tej rzeczywistości mówić, że pracuje nad tym, co jemu i innym może przywrócić utraconą łączność z ogniskową przyszłości, i żądać od niej długoterminowego kredytu, którego zresztą nikt by mu nie udzielił, czy też miał służyć na co dzień, dowodząc stale swej doraźnej użyteczności? Pytania te rozstrzygał już od dawna każdy z nas sam, albo też rozstrzygały się one w nas, lub, co najbardziej prawdopodobne, poprzez nas.




Mencwel Andrzej, „Remis”. W: Widziane z dołu. Warszawa 1980, s. 42n.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...