Ktoś
morduje trójmiejskich taksówkarzy. W całej Polsce znikają
dyrektorzy państwowych przedsiębiorstw handlowych. Henryk Kowalski,
kobieciarz, lekkoduch, prywatna inicjatywa i właściciel połowy
opla w jednym, przypadkiem tylko unika śmierci. I tu zaczyna się ta
historia.
Przesympatyczny
kryminał – na ile powieść milicyjna może być przesympatyczna –
z przesłaniem o popłatności bycia lojalnym wobec socjalistycznej
ojczyzny. Pozbawiony suspensu, z intrygą od początku niemal
wyłożoną kawa na ławę. Nie dla rozwikłania zagadki się to więc
czyta, nawet nie dla obserwowania, jak rozwikłają zagadkę
pułkownik Radzikowski, kapitan Słapa, porucznik Sękowski i ich
koledzy – ale dla przyjemności zanurzenia się w poczciwości
PRL-u wyobrażonego, dla radości śledzenia wątków obyczajowych i
gospodarczych oraz arcylekkiego poczucia humoru. Czy Słomczyński,
kryjąc się za pseudonimem, miał poczucie, że chałturzy, i tym
chałturzeniem sobie uwłacza? Czy może jednak bawił się równie
dobrze jak czytelnik?
Ocena:
4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz