środa, 15 sierpnia 2012

Teodora Dimowa, „Matki”

„Matki” Dimowej cechuje pewne efekciarstwo psychologiczne, charakterystyczne, mam wrażenie, dla całej serii wydawniczej Biblioteka Babel. Jest to raczej studium postaci niż pełnoprawna fabuła, i jest coś kabotyńskiego w opublikowaniu tej książki jako powieści – jakby same sylwetki dzieci i rodziców, same szkice rodzinnych uwikłań już tworzyły opowieść, jakby samo pochwycenie obrazka było wystarczającym usprawiedliwieniem dla opowiadania, jakby każdy drobiazg był wart świadectwa, wygłoszonego w dodatku z zadęciem i namaszczeniem. Codzienne biedy życia wpisuje autorka w mit, niestety, mit z konieczności nie może być oryginalny, tok narracji z każdą kolejną historyjką coraz toporniej ciąży ku coraz bardziej spodziewanemu zakończeniu, Jawora – ośrodek świata wszystkich postaci – to metafora żenująca w swej prostolinijności, źle to wszystko  jest rozegrane, niedopracowane, spłycone jakieś, i kiedy puenta nadchodzi, rozwiązanie przynosi tylko niesmak.

A co dobrego? Wszystko poza tym. Książka rewelacyjnie oddaje klimat transformacji kraju komunistycznego Europy środkowej – znane przecież i nam sprzed lat kilkunastu codzienne realia raczkującego kapitalizmu na Dzikim Wschodzie. Dimowa ma oko do szczegółu, do tych wszystkich układów i układzików, drobnych geszefciarzy, grubych ryb mafijnych i urażonych w swej dumie inteligentów próbujących się odnaleźć w nowym wspaniałym systemie – i do tego, jak odnajdują się w nim ich dzieci. O ile wydumane drugie dno „Matek” jest raczej niesmaczne, o tyle warstwa obyczajowa to sam cymes.




Ocena: 4/6

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...