Kiedy miałem dziewięć lat, ciotka zapytała mnie, czy na podwórku bawię się z innymi dziećmi w kółko graniaste. Był to jeden z tych momentów mojego życia, w których bardzo dużo zrozumiałem.
Na podwórku, oczywiście, nie bawiłem się w kółko graniaste. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że na podwórku można bawić się w kółko graniaste. W kółko graniaste bawiłem się natomiast w szkole. Bawiłem się, bo musiałem. Pani, która nas uczyła, miała dziwaczny zwyczaj przerywania interesującego wykładu o zwyczajach ślimaków albo o zdaniach rozwiniętych i kazała całej klasie kręcić się w kółko pod tablicą. Musieliśmy przy tym powtarzać rymowankę. Jedna z nich mówiła o w miarę niewinnym jeszcze kółku graniastym, za to druga była naprawdę upiorna. „Ach, jakże jest nam wesoło, dwa kółeczka krążą wkoło, dwa kółeczka krążą wraz, ach, jakże to bawi nas”. Gdybym kiedykolwiek był naczelnikiem więzienia, kazałbym tak robić moim więźniom. I skowyczałbym przy tym ze śmiechu. I może dopiero wtedy poczułbym się uwolniony od tych dwóch kółeczek.
Kiedy ciotka zadała mi to pytanie, zrozumiałem, że kiedy ona była mała, dzieci robiły coś takiego z własnej nieprzymuszonej woli, a nawet dla jakiejś perwersyjnej przyjemności. Zrozumiałem, że tak samo musiały robić jeszcze wtedy, kiedy pani była mała. Zrozumiałem, że pani myślała, że to jest zabawa i że my sami, z własnej woli, też się tak bawimy. Zrozumiałem, że ona chce nam zrobić przyjemność.
Zrozumiałem też, dlaczego pani każe nam śpiewać piosenkę o parowozie, z imitującym gwizdanie refrenem: „Fijuju, fijuju, fijuju, fiu”, który koledzy przerabiali na: „Fijujut, fijujut, fijujut, fiut”. Parowóz był czymś obrzydliwym, mniej więcej jak stary i zakurzony samochód marki maluch, ale najwyraźniej kiedy pani była mała, parowóz był czymś takim jak odrzutowiec. I nadal panią fascynował.
Na podwórku nie bawiliśmy się w kółko graniaste, ani w parowóz. Przeważnie bawiliśmy się w ten sposób, że jeden drugiemu zabierał zabawkę, a tamten musiał ją odebrać. I gonił za nim, krzycząc: „Chuju pierdolony!”.
– Nie, nie bawimy się w kółko graniaste – powiedziałem. – Bawimy się w chujów pierdolonych.
Ciotka nakrzyczała na mnie. A dopiero niedawno zdałem sobie sprawę z tego, że nasza pani musiała myśleć o sobie jako o pani bardzo nowoczesnej. Technika rekreacji w środku lekcji, jaką wtedy wprowadziła, musiała być absolutną nowością w pedagogice.
Piątek Tomasz, Przypadek Justyny. Wołowiec 2004, s. 63nn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz