niedziela, 6 stycznia 2013

Thomas Pynchon, „49 idzie pod młotek” (3)


Zmień imię na Miles, Dean, Serge, Leonard, doradziła swemu odbiciu w zwierciadle, wynurzającemu się z popołudniowego półmroku. Tak czy inaczej nazwą to paranoją. Tamci. Oni. Być może naprawdę, bez pomocy LSD czy innych indolowych alkaloidów, wylądowałaś pośród ukrytego bogactwa, wśród tajemniczej tkanki snu; trafiłaś na sieć, za której pomocą naprawdę porozumiewają się Amerykanie, pozostawiając oficjalnej poczcie zdawkowe zdania, kłamstwa i oznaki umysłowego ubóstwa; może natrafiłaś na prawdziwą alternatywę ślepego zaułka – pozbawionego niespodzianek życia, którego wizja prześladuje wszystkich Amerykanów, ciebie także, kotku. Lecz być może masz po prostu halucynacje. Lub też zawiązano wokół ciebie spisek, kosztowny i dopracowany, obejmujący fałszowanie znaczków i dawnych książek, stały nadzór nad każdym twoim ruchem, rozmieszczenie w całym San Francisco wizerunku trąbki pocztowej z tłumikiem, przekupienie bibliotekarzy, wynajęcie zawodowych aktorów i Pierce Inverarity wie kogo jeszcze, za pieniądze pobierane z masy spadkowej w sposób zbyt subtelny i sekretny, by mógł to pojąć twój nie obeznany z prawem umysł, nawet jeżeli sama jesteś współwykonawczynią testamentu, spisek tak zawikłany, że musi być czymś więcej niż zwykłym żartem. Albo cały spisek jest dziełem twej wyobraźni, a w takim przypadku jesteś chora, Edypo, i masz nierówno pod sufitem.

Tak właśnie, kiedy się nad tym zastanowiła, przedstawiały się wszystkie możliwości. Symetryczna czwórka. Edypie nie podobała się żadna z nich, lecz wciąż miała nadzieję, że jest umysłowo chora i że na tym polega cały kłopot.




Pynchon Thomas, 49 idzie pod młotek. Tłum. Piotr Siemion. Kraków 2009, s. 204n.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...