środa, 29 kwietnia 2009

„Slumdog. Milioner z ulicy”, reż. Danny Boyle, Loveleen Tandan

Nie dziwię się, że skąpany w zachodnich zachwytach „Slumdog” w Indiach potraktowano z dystansem. Film pobudza do wzruszeń niczym pozytywistyczna nowelka czy kampania „bo zupa była za słona”. Indie pokazane są w nim równie wnikliwie, co Polska na pocztówkach z chłopem w gumiakach, powożącym furmanką na tle wierzb i bocianów. Można jeszcze znieść, że jest to utwór z tezą (choć oglądanie, jak się kogoś wtłacza w gumiaki, jest dość krępujące), ale czy tezy nie można było przekazać mniej łopatologicznie?

Nie wystarczy pokazać, że policja na usługach bogaczy przegania i bije biedne dzieci, albo że członek niskiej kasty może ni z tego ni z owego zostać aresztowany pod wydumanym pretekstem, a później równie znienacka zwolniony – w areszcie musi jeszcze przejść tortury jak z Guantanamo, a gdyby widz wciąż nie orientował się, że tak być nie powinno, jeden ze śledczych opatrzy je komentarzem Amnesty International posikałoby się w majtki. Nie wystarczy, że śliczna mała sierotka powie o dobroczyńcy fundującym posiłek jak jeszcze da nam drugie śniadanie, to znaczy, że jest święty – musi się jeszcze pojawić karykaturalny zły tłusty chłopiec, który nie pozwoli biednym głodnym dzieciom na kradzież naleśnika. Nie wystarczy, że kiedy turyści zwiedzają miasto, znajomi ich przewodników demolują i okradają im samochód – oprowadzający ich chłopak musi jeszcze postawić kropkę nad i tekstem chcieliście zobaczyć kawałek prawdziwych Indii, to macie, na co zresztą wzruszona turystka odpowiada datkiem wspartym tekstem a tu masz kawałek prawdziwej Ameryki – itd., itp. Jako niesmaczna wisienka na torcie – zawoalowana, ale w pełni czytelna obmowa bollywoodzkiego bożyszcza Shah Rukh Khana: prowadzący teleturniej Prem Kumar, przerysowany czarny charakter, jednocześnie demoniczny szarlatan i małostkowy prostak. W dodatku grany przez Anila Kapoora, członka wpływowego w Indiach klanu filmowego – żenująca szpila wetknięta konkurencji.

Chciałoby się wierzyć, że twórcy próbowali wywrócić na drugą stronę jaskrawe konwencje Bollywoodu, prościej jednak przyjąć, że taką stylistykę uznali za najlepszą dla pokazania Indii Zachodowi. Jak to o nas świadczy, szkoda mówić, zwłaszcza, że najwyraźniej mieli rację.

Ciekawe, że tendencyjność scenariusza w trakcie oglądania filmu właściwie nie razi. Efektowne zdjęcia, świetnie dobrana, podkręcająca tempo muzyka i niezła gra odtwórcy głównej roli Deva Patela sprawiają, że „Slumdoga” ogląda się z przyjemnością.



Ocena: 4/6

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...