Kiedy „Życie przed sobą”, debiut podpisany pseudonimem Émile Ajar, zostało w 1975 roku uhonorowane nagrodą Goncourt, autorem okazał się kuzyn znanego już wówczas pisarza Romaina Gary'ego. Sam Gary (właściwie Roman Kacew) został nagrodzony Goncourtem w 1956 za „Korzenie nieba”. Regulamin nagrody zabrania przyznania jej powtórnie tej samej osobie, Romain Gary nie mógł więc przyznać, że rzeczywistym autorem jest on sam, a kuzyn udaje autora na jego prośbę; rzecz wyszła na jaw dopiero po latach.
„Życie przed sobą” to portret Momo, dorastającego chłopca, i pani Rozy, wychowującej go starzejącej się prostytutki, prowadzącej na lewo schronisko, w którym jej młodsze koleżanki po fachu ukrywają swoje dzieci – łączenie bowiem macierzyństwa i prostytucji było w owym czasie nielegalne. W tle słychać echa wojennej traumy Żydów i powojennego wykluczenia. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, jest to przejmująca opowieść o życiu, o umieraniu, i o życiu jako umieraniu. Tak piękna i pełna nadziei, tak trafnie mówiąca o miłości, że najłatwiej byłoby jej zarzucić kiczowatość. Nie estetyczną, raczej intelektualną – za dużo katharsis. Zbyt wiarygodnie szczęście splata się tu z cierpieniem. Prostolinijna narracja chłopca rozbiera świat – i serce – do naga. Momo poznaje dobro i zło w świecie, w którym „masz życie przed sobą” brzmi jak klątwa, a gdyby ten świat nie był jego pierwszym – i długo jedynym – punktem odniesienia, życie w nim byłoby nie do udźwignięcia. A że Momo jest dzieckiem o duszy poety, rzeczywistość odkształca się w jego oczach w szczególny sposób: po dziecięcemu używany język (np. dosłownie rozumiane idiomy) w zaskakujący sposób oświetla zjawiska, o których mówi, a ułamkowe obserwacje budują zadziwiający, choć naturalny dla żyjącego w izolacji chłopca obraz (np.: „pan Hitler” jest kimś Żydom bliskim, niemal świętym – bo przecież pani Roza wiele lat po wojnie wspomina urządzane przezeń ogniska, a pod łóżkiem trzyma jego portret, który w ciężkich chwilach wyjmuje i ogląda dla dodania sobie otuchy).
Wyobraźnia, która w świecie dziecka wyprzedza rzeczywistość, przekształcając ją w baśń, w świecie dorosłego jest daną tej rzeczywistości odpowiedzią. Dla pani Rozy wyobraźnia to ucieczka – w pamięć dawnej młodości, kiedy nie była śmieszną i żałosną podstarzałą amantką, ale jako prostytutka miała wzięcie; w próby ożywienia przeszłości poprzez obsesyjne i coraz bardziej groteskowe strojenie się i łaknienie uznania; i w niespełnioną przyszłość, bo i Roza miała kiedyś – jak zaświadcza choćby przechowywane zdjęcie – piętnaście lat i „życie przed sobą”. Życie spełniło się jednak tylko jako namiastka lub parodia, jak wychowywanie cudzych dzieci, miłość na godziny czy zniesiony do piwnicy fotel grający rolę schronienia, w którym można w spokoju odpocząć od codzienności („to taki jakby mój domek na wsi”). Nadzieja okazuje się ledwie niewiedzą, że to, co najlepsze, już minęło.
Ocena: 6/6
2 komentarze:
Zapowiada się naprawdę dobry tekst. A historia z nagrodą niezwykła. Bardzo chętnie przeczytam "Życie przed sobą", już nawet zapisałam sobie w moim kajeciku namiary "ku pamięci":)
Rzeczywiście szczególna historia. Teraz jestem ciekawa "Korzeni nieba". W ogóle Prix Goncourt to moje małe odkrycie tego wyzwania, "Życie przed sobą" wcześniej chwaliła Prowincjonalna Nauczycielka. Mam nadzieję, że i Tobie się spodoba. :)
Prześlij komentarz