czwartek, 9 grudnia 2010

„Lost”, sezon 1

W ramach nadrabiania zaległości serialowych wreszcie poznałam sławnych „Zagubionych”, serial o pasażerach samolotu rozbitego na bezludnej wyspie. Sławnych i, jak się okazuje, przereklamowanych. Ot, przygodowa telenowela. Dziesiątki postaci, dziesiątki wątków, które można by rozpisać na dziesiątki sezonów – jakimś cudem udało się zamknąć wszystkie w sześciu. Bohaterowie zachowują się niedorzecznie, w każdym odcinku ktoś kogoś napada, straszy, okrada, bije lub torturuje, w co którymś ktoś ginie tragicznie, intrygi i kłamstwa aż iskrzą, a i sama wyspa tchnie zagadką i grozą. Stężenie napięcia jest tak wysokie, że po pewnym czasie zaczyna męczyć, zwłaszcza że równolegle prowadzone są stateczne wątki obyczajowe z życia lekarzy, emerytowanych rockmanów czy innych śmiałych i pięknych – czyli klimaty serialowe aż nadto znane i lubiane. Całość wypada dość osobliwie, i choć z odcinka na odcinek trudno się oderwać, po obejrzeniu sezonu nawet nie potrafię wymienić imion postaci.




Ocena: 3/6

4 komentarze:

grendella pisze...

No widzisz, jak różne mogą być odczucia :) Ja ten serial śledziłam od początku do końca z wypiekami na twarzy. Nie usatysfakcjonowało mnie zakończenie ostatniego sezonu, ale tego serialu nie dało się zakończyć tak, aby nie pozostawić uczucia niedosytu. Postaci odbierałam jako wielowymiarowe, a flashbacki z ich życia jako bardzo ciekawy sposób ich rysowania. Zabawa scenarzystów z oglądającymi, aluzje do innych fenomenów literackich, filmowych i kulturowych - dla mnie to była bomba :)

Ysabell pisze...

Mnie też Losty zdecydowanie nie przekonują. Ale ja nie lubię ani teorii spiskowych, ani seriali z metaplotem, czyli takich, których poszczególne odcinki łączy jakaś większa fabuła, a nie tylko bohaterowie.

"Lost" zniechęcił mnie właściwie od pierwszego odcinka, dałam mu jeszcze kilka odcinków szansy, ale nie dał rady. Nawet mnie nie wciągnął, bo wiedziałam, że przecież nic nie może zostać wyjaśnione, jeżeli ma być kolejny sezon (a potem kolejny i kolejny...). Poza tym mam odczucie bardzo podobne do Twoich.

W tym swoim nielubieniu metaplotu robię drobny wyjątek dla "Life on Mars" (angielskiego!) i "Ashes to Ashes", które są po prostu świetne, więc wybaczam im metaplot, choć z pewną niechęcią. Wybaczam pewno również dlatego, że oba były zaplanowane od początku do końca jeszcze przed kręceniem, więc ta fabuła przynajmniej jest spójna.

Ale na codzień i tak najbardziej lubię seriale typu "Castle", "NCIS" czy "Flashpoint", w których zazwyczaj każdy odcinek jest odrębną fabułą, a metaplot jest minimalny...

Jabłuszko pisze...

Zrezygnowałam po IV sezonie regularnego oglądania od samego początku. Dobry serial zepsuto doszczętnie namotaniem takich nieprawdopodobieństw i wymysłów, że stał się nudny i śmieszny w niedobry sposób. Zabrakło chyba tylko małych zielonych ludzików do kompletu... Kiedyś lubiłam, teraz nie mogę już patrzeć. Przesady nie lubię.

Marigolden pisze...

Grendella,
też to śledziłam z zaangażowaniem, po ostatniej scenie sezonu pierwszego chciałam natychmiast zacząć drugi - ale jak chwilę odczekałam, to całe zainteresowanie odpłynęło. Za to poirytowanie zostało. Może gdybym to oglądała normalnie w TV, nie wiedząc, że będzie się ciągnąć przez sześć sezonów, byłoby inaczej. Aluzje odczytywałam ledwo ledwo, więcej było takich, które dostrzegałam, ale nie rozumiałam, a później szukałam w necie. Chyba nie dla mnie ten serial po prostu. ;)

Ysabell,
lubię seriale obu rodzajów. "Lost" mnie wciągnął właśnie na zasadzie telenoweli, wiadomo, że kolejne tysiąc odcinków zmierza donikąd, ale po każdym odcinku się czeka, kto kogo tym razem. ;) Seriali przez Ciebie polecanych nie znam, ale skoro dopiero w 2010 obejrzałam pierwszy sezon "Lostów", to chyba nie dziwi. ;)

Jabłuszko,
to brzmi naprawdę zniechęcająco, nie wiem jak słaby musiałby być serial, żebym zrezygnowała po czterech sezonach nie doczekawszy wyjaśnienia. A zielonych ludzików spodziewałam się już w trakcie pierwszego, ten ojciec straszący w dżungli wprowadzał klimat SF w stylu archiwum X. ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...