czwartek, 3 stycznia 2013

„Sekretarka”, reż. Stephen Shainberg


Wszystko pięknie, gdyby nie wrażenie końcowe. Mimo dyskusyjnego tematu „Sekretarka” Shainberga okazuje się praktycznie jednowątkową, prościutką i banalnie konserwatywną komedią romantyczną. Zasadniczo rzecz o tym, jak dzięki miłości mężczyzny zmokła gęś odkrywa falbanki i doznaje iluminacji od klepania po tyłku, co pozwala jej przewekslować problemy emocjonalne z domu rodzinnego na dom założony, oraz o leczniczej sile miłości kobiecej, dzięki której mężczyzna dorasta do akceptacji własnych skłonności seksualnych. Faceci reprezentowani są przez dwóch pacanów – rówieśnik, rozfuflany fląk, pełen dobrych chęci, acz niedoświadczony, jest takim samym niezgułą jak bohaterka, szef za to ma czterdzieści lat, biuro adwokackie, krawat i namiętny wzrok Jamesa Spadera. Nietrudno przewidzieć, który w komedii romantycznej wygra, nawet jeśli jest to patałach, który seryjnie molestuje sekretarki, nie radząc sobie z poczuciem winy wyrzuca je z pracy, a przed byłą żoną chowa się w szafie. Historia kończy się happy endem w domku na przedmieściach i morałem, że ludzie robiący takie rzeczy – ludzie o jakże wymownym nazwisku Grey – są całkiem jak nasi sąsiedzi, i kto wie właściwie, co tam u kogo się dzieje. Jak się wmyślić, to nawet nie dziwi decyzja dystrybutora, który oryginalny slogan reklamowy – dwuznaczne „Assume the position” – zastąpił prostackim „Ona to lubi”.

Więc co tak pięknego? Charme emanowany przez obsadę. Trzeba zobaczyć, żeby docenić, bo cały wdzięk „Sekretarki” to wibracje między dwojgiem głównych bohaterów, zagranych przez Jamesa Spadera i Maggie Gyllenhaal iście genialnie. Gyllenhaal jeszcze nie tak drewniana jak u szczytu profesjonalizmu, jeszcze u progu kariery, jeszcze zdolna do tumanienia dziewczęcą świeżością. Spader już nie tak niewinny jak w „Seksie, kłamstwach i kasetach wideo” – w końcu czterdziestolatek pod krawatem niewinny być nie może – ale wciąż pełen sex-appealu osnutego wokół nieporadności i zeza. Można się zadurzyć.




Ocena: 5/6

6 komentarzy:

Unknown pisze...

WIDZIAŁAM, PODOBAŁO MI SIĘ :)

liritio pisze...

Obejrzę może kiedyś, czemu nie. Ale Twój komentarz jest piękny, szczerzyłam się do monitora jak głupia.
"Zasadniczo rzecz o tym, jak dzięki miłości mężczyzny zmokła gęś odkrywa falbanki i doznaje iluminacji od klepania po tyłku..."
"...ale wciąż pełen sex-appealu osnutego wokół nieporadności i zeza."
Niah, niah, pięknie :))

Marigolden pisze...

Liritio,
do obejrzenia koniecznie! Powiem szczerze, że w trwodze czekałam na Twoją reakcję, obawiając się zerwania stosunków dobrosąsiedzkich, bo ten film potrafi wzbudzać postawy fanowskie, ale takie z zacięciem krytyczno-teoretycznym, z wyższej półki ;) (to mnie zresztą zachęciło). Więc kto wie, czy nie wykopiesz toporka. Póki jeszcze tu zaglądasz, dziękuję za uśmiech. :D

Ich Dwoje,
mnie też przecież. :)

Unknown pisze...

Faktycznie :)
Chciałam tylko jak rasowa (albo nie rasowa) kobieta dodać coś od siebie, nawet jak dużo tego nie ma ;)
Caps Lock wcisnął mi się niechcący, więc proszę o wybaczenie za ten "krzykliwy" ton.
Tak jak i liritio podoba mi się Twój styl pisania :)
Pozdrawiam i czekam na więcej :)

Marigolden pisze...

Ich Dwoje,
a no widzisz, myślałam, że to Caps Lock znaczący. :) Kiedyś pod notką o pewnej polskiej powieści ktoś mi skomciował konfrontacyjnie, że powieść jest dobra, bo ma zostać wydana po zagranicznemu. Pomijam, że argument (w odróżnieniu od mojej notki) był obraźliwy wobec pisarza, ale zaskoczył mnie ton polemiczny, bo notka była raczej pochlebna (choć bez namaszczenia), a ocena dobra (ale widać nie dość). Teraz, widząc taką DOBITNOŚĆ, spodziewam się dawania odporu przez rozjuszonych fanów. ;)

Marigolden pisze...

PS Za dobre słowo dziękuję. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...