czwartek, 9 maja 2013

Etgar Keret, „Pizzeria »Kamikaze«”

Etgar Keret był parę lat temu modny prawie jak Haruki Murakami, ale niejedyny to powód, by Kereta z Murakamim kojarzyć – łączy ich jakiś szczególny klimat na wpół oswojonej dziwności świata, dziwności, która nie uderza obuchem, ale uporczywie sączy się szczelinami w szwach rzeczywistości. Z Keretem jednak problem taki, że cały czas czegoś brakuje. Owszem, są u niego pamiętne motywy, metafizyczna konstrukcja z rur, wypluwająca śmiałków w zaświatach, budzi grozę i tęsknotę zarazem, a tajny agent krasnoludek boli przez całe życie – ale jest też jakaś łatwizna pustki. Może to ukochana forma opowiadania tak go ogranicza? Może rozwinie skrzydła w powieści? Króciutka powieść „Pizzeria »Kamikaze«”, która miała mi przynieść odpowiedź, przyniosła rozczarowanie. Wydawcy Kereta nie szanują czytelnika, rzekoma powieść jest opowiadaniem, a cieniutka książeczka byłaby jeszcze cieńsza gdyby nie garść innych opowiadań, znanych niestety z innych zbiorów. (Gwoli sprawiedliwości, „Pizzeria »Kamikaze«” to jedna z pierwszych, jeśli nie pierwsza, książka Kereta wydana po polsku). To tasowanie Kereta i wypuszczanie jego opowiadań w świat w nowych konfiguracjach wciąż mnie zresztą dziwi – jeśli recycling co efektowniejszych utworów ma osłodzić te mniej udane, to nie, nie osładza. „Pizzeria” to akurat Keret słabszy, opowiadanie najzwyczajniej się rozłazi. Poza tym – bez zaskoczenia, bez konkluzji. Jak zawsze jest tu mglista obietnica, która gdzieś po drodze wyparowuje. Jak u Murakamiego, tylko magii mniej. A dzięki chybionym pomysłom wydawniczym – niedosyt jak nigdy.

***

Wczorajsze wyjście było naprawdę przybijające, bo Ari przyprowadził ze sobą swojego kumpla Kurta. Ari go podziwia, bo był liderem „Nirvany” itp., ale tak naprawdę to straszny beton. Nie żebym ja był tu bardzo szczęśliwy, ale on cały czas się skarży, i kiedy już raz zacznie, nie ma szans, żeby mu przerwać. Każde słowo przypomina mu jakąś piosenkę, którą kiedyś napisał, i zawsze musi ci ją wyrecytować, żebyś się zachwycał, a czasami potrafi nawet przysunąć się do barmana i poprosić, żeby jakąś puścił, i wtedy naprawdę nie wiesz, gdzie się schować. Nie tylko ja – wszyscy inni poza Arim też go nie znoszą. Myślę, że coś w tym jest. Kiedy umierasz, przy tym całym bólu – OK, nie macie pojęcia, jak to boli – ostatnia rzecz, która robi na tobie wrażenie, to ktoś, kto cały czas śpiewa, jak mu jest źle. Gdyby takie rzeczy ruszały cię, kurna, chociaż trochę, zamiast wylądować tutaj byłbyś jeszcze żywy, z depresyjnym plakatem Nicka Cave'a nad łóżkiem.1




Ocena: 3/6


1 Keret Etgar, „Pizzeria »Kamikaze«”. W: Pizzeria „Kamikaze”. Tłum. Jakub Kakietek. Izabelin 2001, s. 8n.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...