czwartek, 20 stycznia 2011

Boris Akunin, „Azazel”

Dziwię się samej sobie, że tak mnie uwiodły kryminały Akunina, bo to książeczki jak ptifurki do kawy – staroświeckie, zalotne i błahe. Do schrupania w dwóch kęsach. Niby nic – ale jakie smakowite!

„Azazel” to pierwszy tom cyklu o Eraście Fandorinie, młodym szlachetnym sierotce zesłanym przez okrutny los na margines swojej klasy, a dokładnie – na stanowisko rejestratora kolegialnego, urzędnika państwowego czternastego stopnia. Fandorin zatem, zgodnie z wymogiem chwili, przekłada papierki w moskiewskim urzędzie policyjnym i marzy o zajęciu bardziej odpowiadającym jego ambicjom. Akunin na szczęście nie pisze drugiej „Małej księżniczki”, topos godny baśni tudzież telenowel to tylko punkt wyjścia, rychło przyćmiony przez kolejne elementy intrygi: femme fatale, ruch samobójczych nihilistów, wszechświatowy spisek i wielkie bum. Nicią przewodnią jest Fandorinowe śledztwo zapoczątkowane serią tragicznych ekscesów, w których fantazja każe ambitnemu żółtodziobowi doszukiwać się zbrodni. I słusznie.

***

Wczoraj w parku Aleksandrowskim zdarzył się żałosny wypadek, całkowicie zgodny z duchem cynicznych obyczajów współczesnej młodzieży. W obecności spacerujących zastrzelił się p. N., postawny młodzian lat dwudziestu i trzech, student Uniwersytetu Moskiewskiego, jedyny spadkobierca milionowego majątku. [...] Jak opowiadają świadkowie, przed swoim szalonym postępkiem N. popisywał się, wymachując rewolwerem. Początkowo przechodnie uznali jego zachowanie za pijacką awanturę, N. wszelako nie żartował – strzelił sobie w głowę i skonał na miejscu. W kieszeni samobójcy znaleziono list o treści wyzywająco ateistycznej, z którego wynika, że uczynek N. nie był chwilowym porywem czy też następstwem białej gorączki. Najwidoczniej epidemia samobójstw bez powodu, która nękała dotąd gród Piotra Wielkiego, dotarła i do murów matki Moskwy. O czasy, o obyczaje! Do jakiego stopnia niewiary i nihilizmu doszła nasza złota młodzież, żeby nawet z własnej śmierci czynić bufonadę? Jeśli tak odnoszą się nasi brutusowie do własnego życia, to czyż można się dziwić, że grosza niewarte jest dla nich życie innych, o ileż godniejszych ludzi? Jakże chciałoby się tutaj zacytować nieocenionego p. Fiodora Dostojewskiego, który w swoim najnowszym, majowym odcinku „Dziennika pisarza” pyta: „Kochani, dobrzy, uczciwi (posiadacie wszystkie te cechy!), dokądże uciekacie, dlaczego nęci was ta ciemna, głucha mogiła? Spójrzcie, na niebie świeci jasne, wiosenne słońce, drzewa się zazieleniły, a wy jesteście znużeni, chociaż nie żyliście wcale”.1

*

Prometeusz dał nam ogień. Mojżesz – prawo. Chrystus – kościec moralny. Ale największy z tych bohaterów to judejski Azazel, który obdarzył człowieka poczuciem godności. Powiedziane jest w Księdze Henocha: „I przeniknął miłością ku ludziom i odkrył im tajemnice, które są niebu wiadome”. Podarował człowiekowi zwierciadło, żeby widział także to, co znajduje się z tyłu – a zatem miał pamięć i rozumiał przeszłość.2



A na obrazku – okładka pierwszego polskiego wydania (2003). Nową szatę graficzną zamierzam bojkotować.




Ocena: 5/6


1 Akunin Boris, Azazel. Tłum. Jerzy Czech. Warszawa 2009, s. 13n.
2 Tamże, s. 208n.


5 komentarzy:

the_book pisze...

Oj, uwodzi Akunin, uwodzi. Sama jestem jego ofiarą :)

Marigolden pisze...

Odkryłam go dość niedawno i zauroczył mnie natychmiast. :)

bsmietanka pisze...

ptifurki do kawy - to trafne określenie Azazela :)

Marigolden pisze...

Mam nadzieję, że pozostałe tomy będą równie pyszne. :)

bsmietanka pisze...

Też sobie robię podobne nadzieje ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...