Wallander znów w Skanii, Mankell znów w formie. Zamiast wydumanych międzynarodowych intryg szpiegowskich, w które komisarz zaplątał się w poprzednich tomach, tym razem przyzwoite morderstwo, klasyczne śledztwo i uczciwe rozwiązanie. Mankell schowany za Wallanderem nadal wieszczy apokalipsę i zagładę szwedzkiego raju, ale wrócił mu chyba dobry humor, bo w narzekaniach więcej jest sarkazmu niż jęku. Akcja zaś toczy się tak wartko, że nie rozprasza nawet nieszablonowa, oględnie mówiąc, polszczyzna przekładu (powoduje statystykę? działalność przestanie istnieć? policja cierpi na brak personelu? i co niby znaczy biorąc za przykład? – a to ledwie garść niezręczności z dwóch cytatów poniżej).
***
– Czasami mam wrażenie, że szwedzka policja jest bardzo niemrawą organizacją.
– Nie trzeba być świeżym absolwentem Wyższej Szkoły Policji, żeby tak uważać – powiedział Wallander. – Björk obliczył, że przy takim tempie wzrostu liczny zatrudnionych w administracji i w innych sektorach, niezwiązanych bezpośrednio z pracą w terenie – wywiadowców, pracowników monitorujących ruch drogowy i tym podobnych – tradycyjna działalność policji przestanie istnieć około dwa tysiące dziesiątego roku. Wtedy wszyscy policjanci będą siedzieć za biurkami i wysyłać do siebie papierki.1
*
Trwało tydzień, nim uporali się z podstawową analizą sytuacji. W ciągu tego tygodnia ani Wallander, ani jego koledzy nie spali dłużej niż średnio pięć godzin na dobę. Później wspominali ten tydzień jako dowód, że w razie potrzeby nawet mysz może głośno zaryczeć. Również Per Åkeson, któremu doprawdy trudno było zaimponować, musiał uchylić niewidzialnego kapelusza w dowód uznania dla ich osiągnięć.
– To wszystko pod żadnym pozorem nie może wydostać się na zewnątrz – rzekł kiedyś późnym wieczorem, gdy wyszli z gmachu komendy, by odetchnąć chłodnym jesiennym powietrzem i odpędzić zmęczenie.
Z początku Wallander nie zrozumiał, o co mu chodzi.
– Jak to się przedostanie na zewnątrz, to Główny Zarząd Policji i Ministerstwo Sprawiedliwości powołają komisję, która w stosownym czasie zaprezentuje społeczeństwu coś, co nazwą modelem ystadzkim, czyli jak osiągnąć wspaniałe wyniki, dysponując minimalnymi zasobami ludzkim. Zaczną dowodzić, że szwedzka policja wcale nie cierpi na brak personelu. Biorąc nas za przykład, będą przekonywać, że tak naprawdę policjantów jest zbyt wielu. Tak wielu, że wchodzą sobie w drogę, co powoduje marnotrawienie pieniędzy i nieustannie pogarszającą się statystykę wykrywalności przestępstw.2
Ocena: 4/6
1 Mankell Henning, Mężczyzna, który się uśmiechał. Tłum. Irena Kowadło-Przedmojska. Warszawa 2007, s. 210n.
2 Tamże, s. 221.
4 komentarze:
Witaj :) Widzę, że bardzo podobnie oceniamy Mankella. Zresztą do Wallandera mam duży sentyment i choć już minęło sporo czasu odkąd o nim czytałam, jest to postać na tyle żywa, trójwymiarowa, że jakoś się pamięta. Jakiś czas temu odkryłam Jo Nesbo - nie wiem, czy znasz? Natomiast - by pozostać w tym samym skandynawskim kręgu - nieszczęsna Camilla Lackberg, nad którą tak rozpływają się wszyscy w pochwałach... jej proza to dla mnie całkowite nieporozumienie. Kupiłam ten 4-tomowy cykl, żeby rzucić wszystko w połowie pierwszego tomu - coś takiego dawno mi się nie zdarzyło ;)
Pozdrawiam!
Też lubię Wallandera, choć taka zeń płaksa. ;) Ani Nesbo, ani Läckberg nie znam; Nesbo mam w planach, w końcu to już klasyka. A nad Läckberg myślałam, rzeczywiście wszyscy chwalą - Twój komentarz bardzo mnie zaskoczył.
Pozdrawiam. :)
Moim zdaniem prozę Nesbo czy Mankella dzielą od książek Lackberg całe lata świetlne. Ale to moja bardzo subiektywna opinia, chętnie przeczytam kiedyś Twoje zdanie o Norwegu i pięknej grafomance.
Serdeczności :)
Nie dość że piękna, to jeszcze kontrowersyjna. ;) Po takiej rekomendacji chyba szybciej przeczytam coś Läckberg, choć akurat szwedzkich kryminałów jest w bród, a Nesbo wśród Norwegów nie ma konkurencji. :)
Prześlij komentarz