Miały być efekty w 3D, i były. Miał być sequel filmu dla młodzieży, i był. Po 30 latach każdy film staje się „kultowy”: skoro „Tron” z 1982 się doczekał, to może doczeka się i ten. Czego nie było? Pomysłu na historię, to raz. A dwa – zabrakło intrygującej osobowości, która by skupiła na sobie uwagę i pozwoliła się cieszyć dwugodzinnym śledzeniem migania srebrnych zygzaków. Garrett Hedlund w roli głównej nie sprawdził się zupełnie, zero charyzmy plus miny Bartosza Obuchowicza. Jeff Bridges z kolei, ucharakteryzowany na zatroskanego Jacka Żakowskiego, tonował sam siebie jakby bał się przyćmić Hedlunda. Czarująco dwuznaczny Michael Sheen, który pojawił się w roli epizodycznej, rozbłysł i znikł, ale zdążył zgasić pozostałych. Jeśli na kimś dało się zawiesić oko, to chyba na kociej ślicznotce w głównej roli kobiecej, w której dopiero pod koniec rozpoznałam Olivię Wilde, czyli Trzynastkę z „Doktora House'a”. Z czego wnioskuję, że albo Olivia, albo zatrudnieni przy „Tronie” graficy komputerowi mają wielki talent. Bez zjawiskowości 3D film nieoglądalny.
Ocena: 3/6
4 komentarze:
Ostatnio coraz mniej filmów "utyka" w głowie (chyba nie tylko mi). TRON: Legacy owszem zrobił wrażenie, muzykę ma świetną, super bajery (dotykowy ekran-klawiatura a la 8-bit, cudo! "13" też cudo!), ale nie utkwił, a przynajmniej nie głęboko. Choć na swoim poziomie wybija się i leje na głowę tych wszystkich Transformerów i inne efektowne sci-filmy.
Chyba wszystkie te "bajery" przeoczyłam... A porównanie do "Transformersów" to jakaś prowokacja?
;)
Ekran: http://rvr.typepad.com/.a/6a00d8345369a369e20120a9239fb8970b-800wi
inny bajer: http://www.imaginelifestyles.com/files/u2/Tron3.jpg
jeszcze jeden bajer (którego nie przeoczyłaś;): http://blog.re-look.pl/wp-content/uploads/2011/01/Wallpaper-Quorra.jpg
;>
Aha, czyli nic nie przeoczyłam. Toż mówię, że różne srebrne rzeczy migały. ;)
Prześlij komentarz