Subtelny film, łączący cechy satyry społecznej, komedii romantycznej i dramatu obyczajowego. „Tylko Marta” Sandry Nettelbeck to portret samotnej pracoholiczki, której życie ulega przewartościowaniu w obliczu utraty bliskiej osoby i konieczności wzięcia pod opiekę 8-letniego dziecka. Na pierwszy rzut oka banał, ale Sandra Nettelbeck (która jest również autorką scenariusza) lekko wychyla się poza konwencję i samotną pracoholiczką czyni nie prawniczkę, architektkę czy menedżerkę, ale szefową kuchni w restauracji. W końcu kto powiedział, że singielką-profesjonalistką nie może być kucharka, a schemat dojrzewania do miłości rodem z komedii romantycznej można realizować tylko w biurowcu.
Gotowanie to dla Marty misterium, wkłada w nie nie tylko czas i skupienie, ale wręcz duszę. Kuchnia na ogół staje się sztuką, kiedy gotuje się z miłości, nie jest to jednak przypadek Marty. Tym, co ją motywuje, jest nie pragnienie uszczęśliwienia drugiej osoby, ale pokłady uczuć, które gdzie indziej nie znajdują ujścia. Gotowanie jest więc nie tyle wyrazem miłości, co jej zastępnikiem – Marta, osoba oschła i zblokowana, w kuchni daje wyraz tłumionym gdzie indziej emocjom.
Postać dziecka w „Tylko Marta” to częsta w filmowych dramatach projekcja tęsknot niedojrzałych dorosłych – kolejna w korowodzie figura dziecka potrafiącego zmierzyć się z rzeczywistością lepiej niż opiekun (prostytuująca się matka i troskliwy mały mężczyzna, zapijaczony ojciec i dzielny syn, który po krótkim buncie zrozumie i wybaczy, skłóceni rodzice i rozszarpywane w walce dziecko, które mimo to nie osądza i wyjdzie na ludzi, itd.). Pedagogika dawno odkryła, że dzieci to nie są mali dorośli i nie należy ich traktować tak samo, co konsekwentnie rozumiane oznacza również, że nie należy ich traktować jak partnerów, zwłaszcza w dziedzinie powinności. Tymczasem sztuka co rusz podsuwa obrazy umacniające stare przekonanie o dojrzałości dziecięcej psychiki. Być może to jedna z twarzy naiwnej wiary w dobrego dzikusa, od którego powinien się uczyć człowiek spaczony udziałem w kulturze, a być może tylko tęsknota dorosłych za usprawiedliwionym, a przynajmniej bezkarnym, zrzuceniem z siebie odpowiedzialności. Tak czy tak, to smutny eskapizm.
Ocena: 4/6
2 komentarze:
O, to "Życie od kuchni", bardzo przyjemny amerykański film, jest częściowym co najmniej remakiem tego. Nie miałam pojęcia :)
W bardzo niewielu filmach dzieci są dziećmi - chociaż ja się na małych brzdącach nie znam, mały kontakt - które mnie nie denerwują. W większości są małymi mądrymi zmorami.
Liritio, Nettelbeck do "Marty" sama napisała scenariusz, a do "Życia od kuchni" z kimś, więc to chyba rzeczywiście częściowy remake. A co do dzieci w filmach, to chyba rzeczywiście trudno znaleźć coś wiarygodnego. ;)
Prześlij komentarz