Debiut Agnieszki Drotkiewicz to środowiskowo-egzystencjalny snuj, i jeśli kogoś nie bawi posklejana z odprysków popkultury lektura o czekaniu na autobus przy Placu Trzech Krzyży, o wku.rwie warszawki na psujących miejski1 krajobraz przyjezdnych, o PJ Harvey, nauce baskijskiego jest chyba separatystą, bo ciągle mówi, że Hiszpanie śmierdzą2 i imprezach palą się świece o zapachu bananowego koktajlu z nutką zielonej pietruszki3, czyli, w skrócie, o życiu studenterii z pokolenia autorki, z nadmiarem nazwisk w głowie i nadmiarem wolnego w grafiku, to pewnie rzuci książką o ścianę. Jeśli chodzi o fabułę, rzecz jest o miłości, i to o młodzieńczej miłości zawiedzionej, czyli nie mogło być gorzej. Przy czym bohaterka, mimo iż ubrana w cytaty4, pozostaje kobietą, więc wedle najlepszych wzorców siedzi i smęci, a mężczyzna żegluje w świat. Nie wiem, komu można to polecić, mnie u Drotkiewicz czaruje właśnie smak realiów, więc podobało mi się bardzo.
Ocena: 5/6
1 Agnieszka Drotkiewicz, Paris London Dachau. Warszawa 2004, ilekroć pojawia się Patryk. Ta Patryk.
2 Tamże, s. 72.
3 Tamże, s. 92.
4 Tamże, s. 94.
Ocena: 5/6
1 Agnieszka Drotkiewicz, Paris London Dachau. Warszawa 2004, ilekroć pojawia się Patryk. Ta Patryk.
2 Tamże, s. 72.
3 Tamże, s. 92.
4 Tamże, s. 94.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz