piątek, 5 listopada 2010

Julio Cortázar, „Opowieści o kronopiach i famach”

Ponieważ skryby przetrwają, czytelnicy, i tak już nieliczni, zmienią swoje zajęcia i również zostaną skrybami. Coraz więcej krajów będzie należało do skrybów i fabryk papieru i atramentu – skryby w dzień, a maszyny w nocy, żeby wydrukować to, co skryby wypisały. Pierwsze wystąpią z brzegów domowe biblioteki, a zarządy miejskie zadecydują (już się o tym mówi), że na rozszerzanie ich trzeba poświęcić tereny ogródków dziecięcych. Później padną teatry, domy matki i dziecka, rzeźnie, stołówki, szpitale. Biedacy zamiast cegieł używają książek, łącząc je cementem, i tak powstają ściany, a potem całe chałupki z książek. Ale wtedy książki występują z miast i zajmują wsie, tratując zbiory i pola słoneczników, a zarządowi dróg ledwie udaje się uratować szosy biegnące pośród wysokich książkowych ścian. Czasami któraś z tych ścian wali się, powodując straszliwe katastrofy samochodowe. Skryby pracują bez przerwy, bowiem ludzkość ma szacunek dla powołania, tymczasem druki dochodzą już do brzegu morza. Prezydent republiki dzwoni do prezydentów innych republik i wysuwa inteligentną koncepcję, by nadmiary książek wyrzucać do morza, co odbywa się równocześnie na wszystkich plażach świata. W ten sposób skryby syberyjskie widzą, jak ich książki pochłania morze lodowate, skryby indonezyjskie etc. To pozwala skrybom na powiększenie produkcji, bowiem na ziemi znowu jest miejsce na gromadzenie książek. Nie myślą o tym, że morza mają dno i że na tym dnie już zaczynają się tworzyć góry druków, z początku w postaci lepkiej, a później skawalonej masy, wreszcie twardej podłogi, która, stale się podnosząc, pewnego dnia dojdzie aż do powierzchni. Wtedy wielkie wody zaleją ziemię, nastąpi przemieszczenie kontynentów i oceanów, prezydenci różnych republik zostaną zastąpieni przez jeziora i półwyspy, a inni prezydenci innych republik ujrzą, że przed ich ambicjami otwierają się olbrzymie obszary etc. Algi morskie, obdarzone tak gwałtownym pędem do rozrastania się, albo znikną, albo będą szukały wytchnienia łącząc się z drukami, co wytworzy kleistą mazię, i pewnego dnia kapitanowie wielkiej żeglugi zauważą, że okręty ich ledwie się posuwają, z trzydziestu węzłów schodzą do dwudziestu, do piętnastu, że motory huczą, a śruby deformują się. W końcu wszystkie okręty zatrzymują się w rozmaitych punktach mórz, schwytane przez mazię, a skryby całego świata piszą tysiące egzemplarzy, w których, pełni niebywałej radości, tłumaczą ów fenomen. Prezydenci i kapitanowie postanawiają przemienić statki w wyspy i kasyna, publika ciągnie pieszo po kartonowych morzach do kasyn, na wyspach, gdzie grają najrozmaitsze orkiestry, jest klimatyzacja i gdzie się tańczy do białego rana. Nowe druki gromadzą się na brzegach mórz, ale nie można ich wepchnąć do mazi, więc zaczynają rosnąć ściany druków i rodzą się góry nad ich dawnymi brzegami. Skryby rozumieją, że fabryki papieru i atramentu zbankrutują, więc piszą coraz drobniejszymi literkami, wykorzystując najmniejsze skraweczki każdego arkusza. Kiedy kończy się atrament, zaczynają pisać ołówkiem. Kiedy kończy się papier, piszą na tablicach, kaflach i tak dalej. Powstaje zwyczaj wstawiania jednego tekstu w drugi, ażeby wykorzystywać interlinie, albo też żyletkami skrobie się to, co było napisane, by móc od nowa używać papieru. Skryby pracują powoli, ale jest ich taka ilość, że druki całkowicie już oddzielają lądy od łożysk dawnych mórz. Na ziemi z trudem żyje rasa skrybów, skazana na wyginięcie, zaś na morzach są wyspy i kasyna, czyli transatlantyki, na których schronili się prezydenci republik i gdzie odbywają się wielkie fiesty i przesyła się wiadomości z wyspy na wyspę, od prezydenta do prezydenta, od kapitana do kapitana.




Cortázar Julio, „Koniec końca świata”. W: Opowieści o kronopiach i famach. Tłum. Zofia Chądzyńska. Warszawa 1999, s. 67nn.

Brak komentarzy:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...