Trzeba będzie przywyknąć do nowego Montalbana, tak jak on będzie musiał przywyknąć do okularów. Choć cały czas mam nadzieję, że ze starczego zgorzknienia, pogłębiającego się z tomu na tom, wyłoni się nowa jakość, skoro już nie może wrócić stara. „Ślad na piasku” Camilleriego, dwunasta powieść w cyklu o komisarzu z Vigaty, przynosi dalszy ciąg kryzysu w jego życiu i umiarkowanie wciągającą intrygę w tle. Główną ofiarą jest, wyjątkowo, koń – ale koń to nie byle jaki, koń z wyższych sfer, rzec można, nic więc dziwnego, że sprawa jest delikatna. I nie dość, że leży w poprzek kompetencji dwóch różnych komisariatów, to jeszcze wplątana jest w nią piękna, wysoko postawiona kobieta. Montalbano ląduje na arystokratycznym przyjęciu, gdzie serwuje się żrącą zupę i nieświeże cefale, następnie ląduje na sianie – nie sam, rzecz jasna – a w międzyczasie usiłuje się zorientować, kto obrał sobie jego dom w Marinelli za przedmiot cyklicznych napadów. Dialogi komisarza z samym sobą, obecne już wcześniej, robią się coraz mniej zabawne, a coraz bardziej upiorne – już nie tylko dwóch Montalbanów dyskutuje w jednej głowie, ale pojawia się jeszcze trzeci, który ich słucha i obserwuje. Do tego komisarza nękają przedziwne sny, zapewne nie bez związku z pochłanianiem hurtowych ilości smażonej soli i kopców caponaty. Kiedy w końcu pojawia się trup człowieka, sytuacja robi się naprawdę krytyczna – a Montalbano, by wyjść z niej obronną ręką, bez mrugnięcia okiem przekracza kolejną granicę.
Ocena: 4/6
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz