[D]ali, co mogli, zainkasowali, ile mogli, potem zwinęli namioty, rozebrali budy i oddalili się w nieznanym, ale obojętnym kierunku. Niesłusznie więc czułem się zaskoczony. Nie wziąłem widać pod uwagę, że to nie wieczność miałem do dyspozycji, ale czas, czas wyznaczony, w którym należało zrobić, co do mnie należało.
Nie wiedziałem, co we mnie było wyraźniejsze: czy ulga, że wszystko przepadło, czy rozpacz z tego samego powodu.
Sławomir Mrożek, „Moje ukochane Beznóżki”. W: Trzy dłuższe historie. Warszawa 2012, s. 90.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz