Mając tak wiele do stracenia, zwlekałem. Moje pożądanie zwycięstwa było wielkie, ale jeszcze większa obawa przegranej. Z tego wynika, że jednak mogłem jako tako wciąż żyć bez zwycięstwa, ale nie mógłbym żyć w klęsce. Dopóki nie dokonała się klęska, zwycięstwo zawsze było możliwe, pod warunkiem żeby tego nie sprawdzać. Więc może i zaszczytne dla mnie, że ja na klęskę zgodzić się nie mogę, a oni mogą? Ja orzeł, oni niewolnicy. Odrzućmy jednak takie wyjaśnienie, ponieważ dyktuje je pycha. Rzecz w tym po prostu, co dla mnie byłoby klęską: wszystko, co by nie było absolutnym zwycięstwem. Więc, mały totalista, samotny wśród umiarkowanych, stałem na uboczu, podczas kiedy moi koledzy już poddawali się próbie.
Sławomir Mrożek, „Moje ukochane Beznóżki”. W: Trzy dłuższe historie. Warszawa 2012, s. 75.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz