Co jakiś czas, po zakończeniu serii skomplikowanych przygotowań, wydawało mi się, że osiągnąłem jedność i gotowość dyspozycji. Zwieńczałem wolę nieodwołalnym postanowieniem i udawałem się na miejsce próby. Ale tu ostateczność momentu, jego „gęstość”, „daność”, „takość-a-nie-inność” przerażała mnie. Między zamiarem a wykonaniem nie widziałem żadnego przejścia, połączenia, najmniejszej nawet odległości, w której zmieściłoby się coś pośredniego.
Sławomir Mrożek, „Moje ukochane Beznóżki”. W: Trzy dłuższe historie. Warszawa 2012, s. 85.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz